14 marca zeszłego roku dostałam wiadomość. Krótką, jedno zdanie. Żadnego pytania. Tylko stwierdzenie. Przyznanie. Przez chwilę pomyślałam, że może sobie daruję. Kolejny, który przyniesie tylko rozczarowanie. Och, jakiż kardynalny błąd bym popełniła, nie odpowiadając.
Na przestrzeni tego roku popełniłam ich kilka, małych, większych. Truizm, ale bardzo prawdziwy, że doświadczenie to suma błędów jakie popełniliśmy. Czy wyciągnęłam naukę? Tak. Może jeszcze nie umiem tego w należyty sposób pokazać.
Po tej pierwszej wiadomości było ich więcej. Spotkań. Rozmów. Dyskusji. Dotyku. Pocałunków. Była i jest nauka. Mam nadzieję, że wzajemna. Chcę cały czas więcej.
Nigdy nie uleczę się chyba z tego romantyzmu, z tej dziwnej, trochę pewnie niedojrzałej przypadłości. Ale jak sobie o Tobie pomyślę, to chce mi się krzyczeć z radości. Oczywiście, robię to niejako do wewnątrz, by nie zakłócać spokoju postronnym obserwatorom i nie burzyć ich misternie budowanego decorum (to tak dla jasności, iż znam trudne słowa).
Ale tak dobrze jest czuć bicie Twojego serca. Twój regularny oddech. I Twoje usta na moim karku.