27 lipca 2005

Between the salt water and the sea strand


Widziałam dzisiaj listę przyjętych na pierwszy rok w ISNS. Oficjalnie mogę powiedzieć: jestem studentką. Bardzo się cieszę. Chociaż w głębi mojego zagmatwanego umysłu krąży taka myśl. Powinnaś cieszyć się bardziej. Powinnaś skakać, żyć pełnią tego życia, które było takie na niby przez ostatnie trzy lata. Powinnaś...no właśnie, co? Już dawno przekonałam się, że ani trochę nie pasuję do schematów. Więc może to ,,powinnaś” do mnie również się nie odnosi. Dzisiejsza notka inspirowana jest notką Krzysia. Bo może ja i wy jesteśmy tacy dziwni, ze nawet dostanie się na studia, czyli u wielu naszych rówieśników szczyt marzeń i ukoronowanie planów, u nas to po prostu kolejny etap we wspinaczce na szczyt. I ten stan jest spowodowany innym postrzeganiem zjawisk, zdarzeń. Zmęczeniem dokonywania wyborów, nerwami...

Zadzwoniła do mnie pani z pytaniem czy byłabym zainteresowana dzienną resocjalizacją. Może i bym była, ale Ktoś Tam Na Górze mi dał sygnał, że to nie dla mnie. A ja w te znaki wierzę. Bo gdybym zgodnie z nimi nie postępowała to teraz nie byłabym tym kim jestem. Może trudno to wytłumaczyć. Ten cały fenomen wiary, odkrywania świata po śladach, jak dzieci bawiące się w podchody. Po strzałkach do celu...

Nie chcę patrzeć jak kolejna szansa na szczęście zostaje storpedowana przez wątpliwości. I może to głupie i naiwne ale wszystkie te szanse na szczęście, które były moimi swoistymi ideałami rozpadają się jak domki z kart. Dlaczego? Chociaż, czemu ja się dziwię. Ja postąpiłam tak samo. I te niewypowiedziane słowa, nie wykonane gesty pojawiają się pod moimi powiekami zawsze gdy skrywam się w objęcia Morfeusza...

Jadę tam, gdzie wszystko to się zaczęło. Wieś mazowiecka, dom mojej matki chrzestnej to miejsce gdzie niebo spotyka się z ziemią na linii horyzontu. Tak blisko. Chmury. Zapach lasu. Rodzinne opowieści o pradziadkach przy aromatycznej herbacie i domowym placku drożdżowym. Wtedy czujesz, ze jesteś człowiekiem. Tam zaczęła się wymiana myśli, która później zaowocowała tym innym rajem, który tak szybko na własne życzenie opuściłam.

Więc, cieszcie się. Mamy przed sobą dwa miesiące niczym prawie niezmąconego czasu. Uporajmy się z demonami, odstraszmy duchy przeszłości, odkryjmy siebie na nowo, odkryjmy świat, śmiejmy się, uporządkujmy bałagan wokół siebie i wewnątrz nas.

Do zobaczenia moi drodzy...

On the side of a hill in the deep forest green.
Tracing of sparrow on snow-crested brown.
Blankets and bedclothes the child of the mountain
Sleeps unaware of the clarion call.


22 lipca 2005

Meet me there...

Jestem. Studentką Uniwersytetu Warszawskiego w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych!! Jest dobrze, bardzo dobrze. Trudno, resocjalizacja musi poczekać. Chciaż gdybym poczekała to tam tez bym się dostała. Ale jakoś tak wierzę, że to nie przypadek. Ktoś chciał, żebym studiowała w ISNS. I dobrze. Postaram się sprostać wymogom losu... studia ciekawe, różnorodne, dające szerokie możliwosci. Potem sobie zrobię podyplomowe dziennikarstwo i będziecie na ty z jedna sławną dziennikarką. Fajnie, nie? I tylko mi smutno bo ja tam będę znała tylko Patrycję. A może aż? Ale i tak nie będę was widziała tak często jakbym chciała. Będziemy się tak wymijać. Jedni na tej swojej nipponoistyce, drudzy na Misiu, trzeci na lewie, czwarta na technologii informacyjnej a ja jedna na tym ISNS. Co mi to przyniesie? Odpowiedź za pięć lat po magisterce... Czy ja zawsze musze znaleźć dziurę w całym?

Na znak rozpoczecia nowego etapu w moim jakże ciekawym życiu, scięłam włosy. Na zapałkę, tak zupełnie krótko. Dobra, zartowałam. Tylko je podcięłam. Żeby były troche bardziej puszyste, zwiewne...

Ania gimnazjalistka(he, he), Ania licealistka(dużo wspomnień), a teraz Ania studentka. To ostatnie brzmi najładniej. Tak dojrzale i dostojnie. Oczywiście nie tak jak Ania Królowa czy chociaż lady Ania. No ale cóż? Trzeba się cieszyć ty co mamy. A mamy dużo. Przed liceum się bałam. Jak ja sobie poradzę w najlepszej szkole w Warszawie(wtedy takie było)? I co ja biedna zrobię, przecież ja tam nikogo nie znam oprócz Ali...coś mi to przypomina. Chyba kilka linijek wstecz. To może jednak nie będzie tak strasznie?
A z tym tytułem szlacheckim też sobie poradzę. Zawsze mogę sobie go kupić. Albo wyjść za jakiegoś lorda tudzież księcia. Tylko gdzie tu miejsce na miłość?

Oleńka, twój balkon rządzi. Jeszcze nie oglądało mi się ich tak cudownie. Błyszczące, na wyciągnięcie ręki, tak bliskie a jednak tak dalekie. I cisza. Taka, że odpływasz w niebyt przestrzeni i tygiel barw, dźwięków i zapachów. Ach, zapomniałam o towarzystwie. Amperze, dziękuję za dotrzymanie mi towarzystwa i refleksje o ćmach.

I got no deeds to do, no promises to keep
I'm dabbled and drowsy and ready to sleep
Let the morning time drop all its pebbles on me
Life I love you, all is groovy

(z dedykacją dla Ł:))

09 lipca 2005

You act like you never had love...


Postanowiła odejść na chwilę od ciepła ogniska i gwaru ich rozmów. W odległym zakątku łąki mogła w spokoju rozmyślać. Nie miała nastroju do śmiechu. Wolała starym zwyczajem pogapić się w niebo. Noc była chłodna a jej cienka koszulka nie chroniła od zimna. Objęła się więc ramionami i patrzyła. Nagle poczuła leciutki powiew wiatru a na jej plecach wylądował ciepły sweter. Ten zapach mogła wyczuć na kilometr. Odwróciła się i zatonęła w głębokich jasnozielonych oczach i szelmowskim uśmiechu.
- Chyba Ci zimno. Masz gęsią skórkę.- powiedział.
- Dziękuję... ale niepotrzebnie od nich odchodziłeś.- odparła a przez jej głowę przebiegało tysiące pomysłów, dlaczego on tutaj podszedł.
- Wolałem postać razem z Tobą- jego uśmiech zawsze roztapiał jej serce.- Co robisz?
- Oglądam gwiazdy. Przyłączysz się?
Razem zadarli głowy do góry i patrzyli jak dzieci księżyca zasypiają na wieczornym niebie.
- Nie znam się na tym. Te konstelacje, pasy, mapy. Wolę nieświadomie chłonąć ich moc.- jej głos przeciął ciszę panująca na tym skrawku łąki.
- I to jest w tym wszystkim najlepsze. Można tak po prostu bawić się życiem.- odparł.
Przez kilka minut znowu stali w milczeniu, bez żadnego skrępowania, tak jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie. Otuliła się cieplej swetrem. Zadrżała.
- Ciągle mi zimno. Chyba muszę przebiegnąć się trochę.- powiedziała w przestrzeń.
- Mam lepszy pomysł.
I nagle znalazła się w jego ramionach, ciasno otoczona jego ciepłem. Znowu wróciło dawne rozumienie się bez słów. Zamknęła oczy i próbowała sobie przypomnieć, dlaczego tak długo dzieliły ich jakieś wyimaginowane przepaście. Czemu tak długo każde z nich unosiło się instynktem samozachowawczym, honorem czy Bóg wie czym. I dlaczego stracili tyle czasu?
- Przepraszam. Przepraszam, że byłem taki uparty. Ja...nie chciałem widzieć tego, co chcesz mi pokazać. Ale bałem się, że znowu ktoś mnie zrani. Że wszystko się powtórzy...- jego szept koił jej nerwy i leciutko kołysał. Chciała mu wszystko wyjaśnić teraz dopóki jeszcze mogła mówić bo wzruszenie odbierało jej głos.
- To ja Cię przepraszam. Tylko wtedy to zdarzyło się tak szybko i ja byłam na to zupełnie nieprzygotowana... Ja Cię prawie nie znałam... I jeszcze nigdy... dopiero później sobie uświadomiłam, że...- wyszeptała.
- Wiem. I już nigdy nie pozwolę Ci odejść. Słyszysz?
Odpowiedziało mu ciche westchnienie. Po chwili zapytał jeszcze.- Mój mały cudzie, a teraz mnie znasz?- lekki uśmiech zagościł na jego ustach.
- O wiele bardziej niż wtedy. Bardziej Cię rozumiem. Rozumiem dlaczego tak postępujesz.
Przytulił ją mocniej jakby chciał ją przekonać o tym, że teraz już będzie dobrze, że już zawsze będą odnajdywać się w ciemnościach.

Pisane o 3.30 AM (chmury były różowe)

07 lipca 2005

Happens...

Apsalar said...
proponuję żeby któryś z uprzejmych panów kupił Ani kwiaty


Dzięki Aps:) Chociaż pomogłyby mi chyba długie esteckie rozmowy po nocy albo spacer nocą po Warszawie. No, nie wiem, wymyślcie coś. W końcu kilka takich wariactw mamy na swoim koncie.

Ciemność zamyka się wokół mnie jak płaszcz. Potrzebuje wytchnienia, odpoczynku ale takiego pełnego żeby już o nic się nie martwić. Ale to może za tydzień...

Nie umiem krzyczeć. Nie umiem dochodzić swoich racji. Nie umiem walczyć o to, na czym mi zależy. Niemy krzyk. Teraz wyobraźcie sobie, że krzyczę, ale tak bardzo mocno bo już dosłownie wszystko zaczyna mnie wkurzać, smucić, depresjonować. I samotno mi. Robimy nasiadówę? Ale taką prawdziwą. Żeby wszyscy byli, obejrzymy jakieś dziwne filmy, posłuchamy chorej muzyki i paradoksalnie nam to pomoże.

Tak bardzo chciałabym powiedzieć to, co jest zapisane głęboko w sercu. Ale nie mogę bo chyba nie będę umiała znowu leczyć tego pęknięcia.

04 lipca 2005

Sneezing...

Przeklęte pyłki, wolne rodniki, grzyby, alergeny, kurz, sierść i wszystko co powoduje an overreaction of an immune system czyli alergię. Czyli katar. Czyli niekontrolowane kichanie. Jakoś nigdy nie przyszło mi to do głowy żeby o tym napisać tak jak nigdy nie pisałam o wadzie wzroku, krzywym kręgosłupie czy innych ,,defektach” Może już się przyzwyczaiłam, że w okresie cholernego pylenia czy też tuż po deszczu zaczynam kichać. Albo że po bliskim zetknięciu się z kudłatym psem, kotem czy koniem zaczynam kichać. Albo że z bliżej nieokreślonych przyczyn zaczynam kichać. I jakoś zaczęło mi to wisieć czy kicham bo po pewnym czasie czy po zażyciu jakiegoś proszka to mija. Wtedy nic mi się nie chce tylko wgapiać się w niebieskie ściany tudzież w brytyjską flagę. Ale teraz zaczyna mi to doskwierać. Zbyt dużo wolnego czasu, katar powodują, że z człowiekiem dzieją się dziwne rzeczy...W moim przypadku ta mieszanka powoduje obniżenie poziomu endorfin w organizmie czyli mówiąc po prostemu dół psychiczny. A że to zaczyna się zdarzać coraz częściej to i do tego już się przyzwyczaiłam. A jako że w moim otoczeniu jakoś się wyludniło, muszę sobie radzić sama. Jakby mnie to miało dziwić...

Na mojej ulicy zauważyłam dziwną rzecz. W ogródku cztery na cztery metry jakiś ogorzały od słońca, przystojny... sześćdziesięcioletni facet od tygodnia przekopuje ziemię na tym skrawku ziemi. Czy szuka skarbu albo kości dinozaurów? Może mu się nudzi? Albo kopie schron? Lub studnię? Ja bym stawiała na domorosłego archeologa, który znalazł tutaj pozostałości po pradawnej osadzie Słowian no a że i tak jest na emeryturze to w sumie czemu nie?

Muszę pojechać nad morze. Chociaż na dwa dni.

01 lipca 2005

Stuff, deeds...


Dzisiaj będzie trochę o smutku i trochę o radości. Dawno tutaj nie byłam, na tym blogu. Bo i tez nie miałam co pisać. Moja piękna i zwiewna wena zwana dalej Muzą na jakiś czas ode mnie odeszła. Jak większość zresztą. A jeszcze czytając inne znajome dzienniki utwierdzam się w przekonaniu, że ludzie to neurotyczne, zakompleksione, zielone potworki. Nie wszyscy oczywiście. Jest paru takich co to się jeszcze nie dali. A przynajmniej taką pokazują maskę.

Wyczerpałam już zasób znaków na wysłanie wiadomości w eter, że mi zależy. Że mi bardzo zależy. Ale widać mój język jest wymarły i tylko ja go rozumiem.

Żałuję, że nie miałam w sobie dość siły i samozaparcia by wtedy, we wrześniu trochę powalczyć. I coś cennego mi uciekło jak biały królik Alicji w Krainie Czarów. Tak, wiem pisałam już o tym. Ale to będzie się za mną ciągnąć i pewnie będę tego żałować do końca życia.

Zdałam maturę. Cieszę się z tych wyników i chociaż nie są w top dziesiątce najlepszych to jest dobrze i obyś mi Panie Boże pozwolił dostać się na te studia. Bo później to już będzie z górki. I ja spróbuję się zmienić i może świat będzie przyjemniejszy w użyciu.

Złość mi już przeszła. Byłam zła i łzy jak ziarna grochu kapały na poduszkę. Nie umiałam sobie wytłumaczyć dlaczego, czemu. To wszystko jakoś tak się nawarstwiło i spadło na mnie. I jeszcze te wykręty, puste słowa, które tak bardzo bolą.

Niech mnie ktoś przytuli. Potrzebuję ciepła, dużo ciepła. I niech mnie ktoś weźmie na spacer. Na długi, letni spacer na łąkę(chociaż nie, bo trawy pylą) albo do parku albo do starej Warszawy, poodkrywać historię. Albo gdzieś za miasto, nad jezioro, staw czy rzekę. Woda mnie uspokaja, koi nerwy i daje nadzieję na kolejny dzień. A już w szczególności najpiękniejsze ze wszystkich cudów Ziemi jest morze. Zapach, smak, plaża o zmierzchu, wielobarwne kamienie, spacer, wiatr, fale i kąpiele przy pogodzie przedsztormowej. To jest piękne.

,,Nie martw się- cokolwiek Cię smuci zniknie nim wstanie nowy dzień. Bo wiedz, że na pewno wstanie i przegoni noc.”

Time

Czas jest bezwzględny dla wszystkich bez wyjątku i po równo traktujący każdego. Płynie swoim trybem, stale ustalonym tempem. Sekundy, minuty...