20 sierpnia 2005

Jet lag...


Nie lubię być kobietą. Regularnie co miesiąc. I nie jestem odporna na ból. To tak tytułem wstępu.

Tytułem rozwinięcia. Polecę samolotem. Zobaczę chmury z dołu i świat z dołu. Zobaczę inny kraj, bardziej cywilizowany od Polski, prawdziwą monarchię!!! I coraz bliżej z Danii do Wielkiej Brytanii. Moje zadanie tam: łamać głupie stereotypy o Polakach. O ile nie zgubię się z Alą na lotnisku w Kopenhadze to będzie dobrze. Chociaż chyba nam to nie grozi, bo Ala nie zgubiła się nawet na Heathrow Airport, więc rządzi. Następnym razem jedziemy do Japonii zahaczając o Londyn. Jeśli się to da. Aha, muszę pojechać na Orkady i Hybrydy. To wyspy należące do GB, najbardziej wysunięte na północ i zachód. Podobno gdzieś tam jest wyspa gdzie nigdy nie pada deszcz. No i jeszcze Irlandia, Szkocja i Walia. Oraz Indie.

Bollywood rządzi na mojej prywatnej liście odkryć kulturalnych zaraz za Latającym Cyrkiem Monty Pytona. W tym miejscu pragnę złożyć serdeczne dzięki mojej Ali, która odkryła przede mną głębię oczu Hritika i uśmiech Shahruka.

Czy mogę zapisać się na lektorat z Hindi? Kto ze mną idzie?

Tytułem zakończenia. Nie pojadę w tym roku nad morze. Nie będę zbierać kamieni na plaży i czuć smaku morskiej wody. I coraz częściej budzę się ze łzami płynącymi po policzkach. Bez wyraźngo powodu. Może to moje Id daje o sobie znać.

***
wzrok mój ślepy
twoją obecnością
słuch jest głuchy
ciszą samotności
dotyk wciąż brzmi
naszych warg suchością
smak się upił
tchnieniem tej przeszłości


07 sierpnia 2005

Taka miłość w sam raz


Ona trwała nie długo, nie krótko
Dla miłości najlepszy to czas
Niosła tyle radości co smutku
I wszystkiego w niej było w sam raz
Tyle ile potrzeba słodyczy
Przy czym wcale nie było jej brak
Krzty goryczy, co jakby nie liczyć
Nadawało wytworny jej smak

Trochę chmur, trochę słońca
Coś z początku, coś z końca
Trochę pieprzu, ciut mięty
Część dróg prostych, część krętych
Ciut poezji, ciut prozy
Trochę plew, trochę ziarna
Taka miłość, taka miłość
W sam raz, idealna

Była taka dokładnie jak trzeba
Miała zalet tak wiele jak wad
Tyle piekła w niej było co nieba
Taka miłość w sam raz, akurat
Chyba zgodzisz się ze mną, kochany
To rzecz pewna, jak dwa razy dwa
Nasza miłość jest raczej udana
Zażywajmy więc póki się da

Trochę chmur, trochę słońca
Coś z początku, coś z końca
Trochę pieprzu, ciut mięty
Część dróg prostych, część krętych
Ciut poezji, ciut prozy
Trochę plew, trochę ziarna
Taka miłość, taka miłość
W sam raz, idealna

Choć nie zawsze nam miłość
Swe uroki odkrywa
Jednak jakby nie było
Jest po prostu prawdziwa

Trochę chmur, trochę słońca
Coś z początku, coś z końca
Trochę pieprzu, ciut mięty
Część dróg prostych, część krętych
Ciut poezji, ciut prozy
Trochę plew, trochę ziarna
Taka miłość, taka miłość
W sam raz, idealna


Zależy mi. I wiem, że to mi sprawi więcej bólu niż radosci. Bo Tobie chyba zależało tylko przez chwilę.

06 sierpnia 2005

Hidden treasures...

Czasem patrząc w te moje pseudo-zielone oczy widzę tajemnicę. Tego, co jeszcze mogę osiągnąć a czego nigdy nie doświadczę. Czasem widzę też głęboki żal, że większość ludzi tak łatwo rezygnuje i nie chce zadać sobie trudu żeby mnie odkryć. I wtedy zaczynam utwierdzać się w przekonaniu, że może tam nic do odkrycia nie ma.

Jestem sentymentalna. Do bólu sentymentalna. Przechowuję podstawówkowe wpisy do pamiętnika, pocztówki pisane pseudo-angielszczyzną (Tak, tak, best łiszes..), bilet do opery Wilnie, zdjęcia, kamienie i szyszki, ulotki, smsy z przed roku czy półtora, zdjęcia, kartkę zaczynającą się od słów ,,Będąc szczerym...”, śpiewnik LO67, stare klasówki, liściki pisane na lekcjach, bilety do teatru pochowane w starych kalendarzach, stare opowiadania, teksty, notatki. Po to żeby pamiętać. Może czasem te gorzkie chwile ale przecież to tez moje życie. Namiętnie i pasjami przechowuję wspomnienia. A one odżywają kiedy przyjeżdżam do Rostek. To taka wieś między Nasielskiem a Nowym Miastem, 70 kilometrów od Warszawy. To tam znajduje się dom mojej matki chrzestnej. Rostki w moich dziecięcych wyobrażeniach urosły do miana folwarku szlacheckiego, takiego jak z narodowej epopei. Moja wyobraźnia (czasem trochę wybujała) od zawsze była karmiona opowieściami o prapradziadku Wincentym, który posiadał wielki folwark na tym terenie i sprytnie podzielił go między swoich synów jeszcze przed reformą nacjonalizacyjną. Jego syn, mój pradziadek Tomasz, osiedlił się w tym domu właśnie gdzie teraz mieszka jego wnuczka, moja matka chrzestna, ciocia Wanda. W tym domu urodził się mój dziadek i tu przyjeżdżałam co roku na wakacje. Tutaj czuje się, że ludzie naprawdę się kochają. Chmury są przepiękne. Można chodzić po sadzie i jeść jabłka prosto z drzewa. Podobno w domu istnieje skrytka jeszcze z czasów II wojny światowej, żeby można było się schować przed Niemcami nachodzącymi gospodarstwo. Ten schowek uratował życie pradziadkowi Tomaszowi, który chorował na astmę i gdyby wzięli go do kopania wałów, umarłby z wycieńczenia. Za niego poszła jego żona, która jako jedyna oficjalnie była w domu. Na strychu podziwiałam ostatnio zabytkowy kołowrotek i walizki z dwudziestolecia. A mój ukochany wujek Sylwester, od którego wszyscy powinni uczyć się radości życia(ma 81 lat), przyniósł pewnego dnia do kuchni portret. Mojego młodszego o cztery lata brata spytał, czy wie kto na nim widnieje. Oczywiście mój braciszek nie wiedział i trudno go za to winić. Pod portretem widniał napis ,,Józef Cyrankiewicz”, który mnie osobiście kojarzy się z Kojakiem. Muszę jeszcze napisać o mojej jedynej najstarszej siostrze. Tak się złożyło, że mam wielu siostrzeńców, kuzynów etc. I wszyscy są ode mnie młodsi. Raczej ciężko porozmawiać na poważne tematy czy wymienić doświadczenia. A córka i syn cioci Wandy to moje jedyne starsze rodzeństwo. Zawsze byli moim takim wzorem, zazdrościłam im swobody. Są ode mnie starsi o 5 i 7 lat. Monika wyszła już za mąż i mieszka w Ostrołęce. Paweł pracuje w gospodarstwie. Wspomnę jeszcze o imionach psów, które są tak inteligentne, że wyczuwają dobrych ludzi i na nich nie szczekają. Więc odkąd pamiętam to były Kufel, Aza, Bonus, Tequila, Bonetti, Saga, Lipton, Tetley, Emeryt, Brutus. Kury też są niczego sobie bo niosą się tylko w ogrodzie między rabatami. A prosiaczki są śliczne.

Historia mojej rodziny jest fascynująca. Ale o Tm innym razem:)

Time

Czas jest bezwzględny dla wszystkich bez wyjątku i po równo traktujący każdego. Płynie swoim trybem, stale ustalonym tempem. Sekundy, minuty...