14 września 2007

So what?


Przeczytałam przed chwilą na pewnym blogu, ze pisanie i czytanie o szczęściu jest nudne. Fakt- krew, pot i łzy zawsze najlepiej sie sprzedawały. A mleko ma najszybszy transport. Inaczej sie zsiada.
Czy ta notka będzie o szczęściu? Poniekąd. Wbrew pozorom, gdyby tak wszystko zebrać do kupy to mogę powiedzieć: tak, jestem szczęśliwa. A ostatnie trzy miesiące utwierdziły mnie w przekonaniu, ze mam cholernego farta, ze tam na górze Ktoś nade mną czuwa. Tyle razy mogłam popaść w niezłe kłopoty, tyle razy miałam ochotę rzucić tą całą Amerykę i wrócić do domu. A jednak nadal tu jestem.

Philadelphia to przyjemne miasto. Dosyć stare jak na USA i z klimatem. Mówi się, że to miasto braterskiej miłości. Czemu nie chociaż bezdomni koczujący w centrum z całym swoim dobytkiem raczej by się ze mną nie zgodzili. No i ten cudowny billboard przy wjeździe do miasta: żołnierz na tle amerykańskiej flagi i napis: ,,God bless America and our troops" Chciałam im wtedy krzyknąć: ,,Sami żeście chcieli tej wojny, to teraz nie mieszajcie do tego Boga!"
Brookhaven, miasteczko pod Philadelphią jest o wiele bardziej amerykańskie według mnie. Może dlatego, że przypomina mi Wisteria Lane z Desperate Housewives. Tu dopiero można unaocznić sobie tak wychwalane przez Tocquevilla community, wspólnotę.

I po raz kolejny uratowały mnie słowa. W szczególności maile Łukasza. I nie będę tu pisać ile razy łzy ciekły mi po policzkach, kiedy je czytałam. Powtarzam się ale bez niego bym zginęła. I codziennie dziękuję za to, że przy mnie jest... I jak zawsze w takim momencie wpadam w patetyczny ton. Jeszcze nie zauważyliście? Ostatnio stwierdzam, że za często płaczę ze szczęścia właśnie. To sie chyba nazywa wzruszenie. Wtedy tak ściska w dołku a łzy też są trochę inne. Takie odważniejsze, chyba mniej się ich wstydzimy.

Idę spać. W Polsce przecież 4:43. A tu nie ma jeszcze 23. To opłaca mi sie w ogóle iść spać? Strefy czasowe to dziwny pomysł... Ale mój laptop załapał internet i nawet na polskie znaki. Prawie jak w domu:)

02 września 2007

Polglish

Wzielam shower, nakarmilam bejbusia, jedzenie bylo ze specjalnego orderu. Resztki wyrzucilam do garbidza. Poszlam na korner, kupilam mleko, urodzinowego kejka i sirio. Wieczorem bylo street pary a wszyscy dawali sobie kisusie. Na Richmoniu wszyscy sa dla siebie bardzo mili, zawsze w niedziele zasiadaja w dining roomie do obiadu. Pija sode, jedza bego a nastepnego dnia ida pracowac na officy. Wiekszosc domow ma moldingi i fene. Karpety to standard.

Lubie jezyk angielski. O wiele bardziej niz polski. W angielskim lubie jego melodie, plynnosc, brytyjski akcent. Angielski kojarzy mi sie z Krolowa, arystokracja. Lubie sluchac angielskiej intonacji slow, lubie myslec po angielsku, ubierac mysli w slowa z tego jezyka. O wiele bardziej lubie sluchac muzyki po angielsku niz po polsku. Chociaz nie chcialabym by angielski byl moim mother tongue. Wole poznawac go po swojemu.

Polski. No tak. Fakt, potrafie wiecej w tym jezyku powiedziec, bardziej szczegolowo opisac jakas sprawe. Ale zlikwidowalabym wszystkie te literki z kreseczkami i kropkami, wszystkie te syczace litery dzieki ktorym wszyscy na swiecie mysla, ze jestesmy z Rosji(no offence dla Rosji). Po polsku mysle wiec moze dlatego kojarzy mi sie z domem, ale tez z tymi wszystkimi slownymi tongue twisters, o ktorych tu nie napisze bo nie mam polskich znakow. Sasza, Krolowa Karolina i te sprawy...

Nie lubie hybryd. Kaleczenie jakiegokolwiek jezyka wywoluje we mnie wrazenie takie jak przesuwanie paznokci po tablicy. Bo taki dialekt to taki polsrodek stworzony na potrzeby miejsca i czasu. Emigranci mowia po polsku ale zewszad docieraja do nich slowa, bez ktorych nie moga sie obejsc. Slowa codziennego uzytku, ktorych nie warto tlumaczyc, a ktore mozna jedynie spolszczyc. Dlugo zajelo mi na przyklad rozwiazanie zagadki co znaczy tajemnicze sirio. Az wreszcie sama przeczytalam na pudelku, ze to cereal... Nie podobaja mi sie takie zabiegi laczenia dwoch jezykow ale rozumiem i szanuje ich cel. Inna sprawa, ze duzo Polakow majacych obywatelstwo tej Ziemi Obiecanej nie potrafi sie poprawnie wyslowic po angielsku a ich zasob slow ogranicza sie do schematu ,,Kali zjesc krowa" czyli na przyklad He go work and holidays. Jak rowniez trzech magicznych slow: Hi, Bye, Thank You. A wlasnie, jeszcze cudownie wiele mowiace, obowiazkowe ,Good'(z naciskiem na oo) jako odpowiedz na ,,How are You?"

Dzisiejsza notka sponsorowana jest przez mojego nowego laptopa oraz the Very Special Person Who Said That He Would Be Angry If I Won't Write A New Note Today. No wiec jest:) Krotka ale jest.

Aha, USA ma bardzo dobry PR. Powinnismy sie od nich uczyc.

Time

Czas jest bezwzględny dla wszystkich bez wyjątku i po równo traktujący każdego. Płynie swoim trybem, stale ustalonym tempem. Sekundy, minuty...