24 października 2005

Trying to remember/forget/keep deep in heart...

Liście zrobiły się złote i rubinowe. A to mi przypominało jak mając dziewięć czy dziesięć lat, zgarniałam te liście na kupkę przed domem, kładłam na to koc i udawałam że jestem kurą albo że to gniazdo to mój dom a wszelkiej maści pluszaki to moi podopieczni. Freud miałby tu dużo do powiedzenia... Pamiętam jeszcze, że razem z A. i G. chodziłyśmy do ich ogrodu i snułyśmy plany jaki to cudowny domek na drzewie będziemy miały na kasztanie(tak jak w ,,Końcu niewinności”). Przebudowywałyśmy w myślach ich dom. Już nie pamiętam gdzie miałam mieszkać ja ale G. miała mieć strych:) Czasem tańczyłyśmy taniec deszczu. W naszej świadomości deszcz równał się pójście do najbliższego domu, ,,no bo przecież pada”. Co z tego, że ja mam trzy minuty od ich domu do mojego:) Trzeba wiejsc i przeczekać deszcz. Potem zwykle bawiłyśmy się we wspinaczkę wysokogórską. Trzeba wam wiedzieć, niezorientowani, że A. i G. mają dwupiętrowy dom i jeszcze strych. I dużo schodów dla takiego dziesięciolatka... Więc G. chyba zwykle przewodziła tej ,,wyprawie”. Skakanki i gumy do skakania pełniły role lin. I tak, schodek po schodku wchodziłyśmy na samą górę, aż pod drzwi starszej siostry K. Pamiętam, ze jak chodziłyśmy do trzeciej klasy to czułyśmy się strasznie dorosłe:) A jak chodziłyśmy na angielski to G. rysowała mi w zeszycie znak Batmana, co to znaczy, nie nadaje się do napisania:) więc nie pytajcie... A jak chodziłyśmy do gimnazjum to A. zawsze przed lekcjami kupowała Icetea. Dziewczyny, jak chciałyśmy nazwać naszą restaurację, pamiętacie?? Tylko proszę, nie cytujcie, błagam!

Nie chciałabym czegoś stracić. Tyle rzeczy już straciłam, tych najważniejszych. O jednej będę pamiętać do końca życia, ciągle mi się to przypomina wchodząc na psychologię do Audi Maxu, sala Mickiewicza, środa, 8.00(drakońska godzina, wiem, moje worki pod oczami mówią same za siebie) Tylko wykład nie jest o tym co wtedy.

Nie chciałabym żeby coś mi umknęło. Coś trudnego do zdefiniowania. Coś jakby satysfakcja+szczęście+miłość+przyjaźń+radość życia+urozmaicenie. Bo jak tak siedzę nad świętymi Malinowskim, Ossowskim, Petrażyckim, Podgóreckim i innymi świętej pamięci profesorami-badaczami z firnamentu ISNS to czasem robię sobie przerwę (bo na przykład taka teoria systemów Nickhlasa Luhmana jest delikatnie mówiąc zawiła i na trzeźwo nie da się tego przeczytać) i sobie myślę co ze mnie będzie za pięć lat oprócz (jak dobrze pójdzie) magicznych literek mgr przed nazwiskiem.

Ja to juz dawno mówiłam. Esteci powinni rządzić swiatem.

15 października 2005

It goes...

Dwa tygodnie bycia studentką ISNS. Wcale nie podkreślam tego że ,,ISNS” z przekory. Po prostu lubię tą nazwę. Jest taka dostojna. Instytut Stosowanych Nauk Społecznych. I po dwóch tygodniach odmieniania tej nazwy przez wszelkie przypadki wcale mi się nie znudziła. Wręcz przeciwnie. Czekam na kolejny wykład z psychologii (metody obronne ego...) i z antropologii kulturowej (zostanę szamanem w Jakucji). Lubię bar Uniwersytecki za jego PRLowską atmosferę. Uwielbiam BUW za jej zakamarki i czuję się rozpieszczana przez nasz ISNSowy samorząd. Nauczyłam się organizować czas między zajęciami. Doceniam instytucję pana Xero i automatu do kawy. Lubię dr. Rymszę za jego kompetencję i ikrę z jaką mówi o polityce społecznej.

Tylko czasu mi brak. I was, paszczaki. Wiecie, że to już dwa tygodnie po urodzinach Miłki? I dwa tygodnie was nie widziałam. Nie, przepraszam. Przelotem widziałam: Ampera, Janka, Tomka, Tomka, Martę, Olka, Radka, no i prawie codziennie widuję Patrycję. Do czego zmierzam? Chyba uzależniłam się od waszego towarzystwa:)

Przestałam oglądać komedie romantyczne, melodramaty i dramaty. Po co sprawiać sobie ból? Przecież i tak nic takiego nigdy mnie nie spotka. Przestałam oglądać reklamy w kolorowych magazynach. Po co się dołować. Przecież i tak nigdy nie będę mieć takiego ciała jak modelki. Co z tego, że wiem, że na tych zdjęciach wyżywali się graficy komputerowi i fotki mają mało wspólnego z rzeczywistością?
I nawet ten, który twierdził, że go nie zraniłam, przestał się do mnie odzywać.

I chociaż moja nieporadność i większość życiowych ,,problemów” wynika ze mnie samej i dopiero po fakcie wiem jak powinnam była się zachować to coraz częściej odkrywam w sobie pokłady zdrowej energii, które ładują mój akumulator. Idę dalej(?).


02 października 2005

Bitter- sweet...


No własnie.Urodziny Miłki. Jak zwykle esteckie do potęgi. Zagubiony, czekam z niecierpliwością na twoje krasnoludzie wąsy:) Ala, nie martw się. Wszystko ci się ułoży. A jak już będzie tak naprawdę źle to pamiętaj, że ja jestem i możesz się wygadać w każdej chwili. A jak niektórzy ci będą dokuczać i szpanować swoja nowo zdobytą wiedzą to pomyśl, że to też taka maska, dla bezpieczeństwa. I dziękuję Ci, że wysłuchałaś moich wynurzeń. No i oczywiście za szaleńczy taniec bolly. Odol, proszę więcej takich tekstów jak ten o Aps:) Miłka, dziękuję za świetną atmosferę i za to, że zniosłaś nawet muzykę hindi. Amperze, wino nalewane osobiście przez Ciebie smakuje wyśmienicie. Krzysiu, gdyby nie twoje ,,opanowanie” nocowalibyśmy na cmentarzu:) No i oczywiście, Twoja dziwna muzyka rządzi! Oleńka, uśmiechaj się więcej! Tak ci z tym do twarzy:) Iwa, kocham twoje potyczki słowne z Amperem. Proszę o więcej.

I chociaż przez większość nocy nie spałam bo krasnoludy zrobiły sobie kopalnię diamentów w mojej głowie to i tak było świetnie. Jak zwykle. Jak zawsze.

Tylko ignorancja mnie poraża. A ona boli najbardziej. I chociaż sama się o to prosiłam to myślałam, że...a resztą, nieważne. Myślałam, ze to wszystko to było coś ważnego. I tak te słowa nie trafią tam gdzie powinny a ja nie będę umiała obronić się przed zbytnim zaangażowaniem, uczuciowością, oddaniem. Bo już taka jestem. A to, że te cechy sprawiają mi najwięcej cierpienia to już chyba tylko moja sprawa jak widać na przykładzie mojej egzystencji.

Jutro zaczyna się ten nowy etap. Taki, który teraz postrzegam jako naturalny w rozwoju większości ludzi. Tylko wszystko zaczyna się od początku. Adaptacja, przyzwyczajanie się do nowego, wyzwania, wyższe szczyty do pokonania, wyższa poprzeczka. Ale uda nam się i jak to już często powtarzałam- będziemy rządzić światem:) (koniec tej notki brzmi jak epilog epickiej powieści o życiu i śmierci ale co tam, enjoy i na zdrowie moi drodzy!)

Time

Czas jest bezwzględny dla wszystkich bez wyjątku i po równo traktujący każdego. Płynie swoim trybem, stale ustalonym tempem. Sekundy, minuty...