25 marca 2007

Blogger@ sign in


Chyba tylko raz pisałam o blogowaniu. Na samym początku. W sumie to założyłam bloga z mody. Wtedy, te dwa lata temu to było takie super, trendy, jazzy i edgy. I wszyscy go mieli. No więc czemu miałabym odbierać sobie tego blichtru bycia cool? Przez pewien okres czasu blog był miejscem gdzie pisałam o sobie. Fakt, ciągle piszę o sobie. Ale wtedy zamieściłam kilka notek o różnych rzeczach z mojego życia, neutralnych w sensie natężenia emocji. Potem zaczęło się grafomaństwo na maksa, kreacja na osobę z bardzo bogatym życiem wewnętrznym i problemami natury egzystencjalnej. Zmieniło się to w kwietniu 2005 od kiedy to nie napisałam żadnej, nie licząc ostatniej, bardzo, bardzo depresyjnej notki. Chyba, jeśli się nie mylę. Bardzo wiele z nich było bardzo osobistych ale widać nie zainteresowały one bo nie widnieje pod nimi żaden komentarz.

No właśnie- komentarz. Łatwo mówić- komentarze nie są dla mnie ważne bo przecież pisze bloga dla siebie i takie tam inne pierdołki dla zabicia poczucia żalu. Nie oszukujmy się. Bloga piszemy by wykreować się na pewnego rodzaju osobowość- świadomie czy nieświadomie. Pisząc tworzymy w odbiorcach pewien nasz obraz, który często nijak nie przystaje do rzeczywistości. No, chyba, że zakładamy piękne, sztuczne maski. Blog nie jest prywatnym pamiętnikiem, jest publiczną manifestacją uczuć, przeżyć i odczuć. I komentarz, choćby jednozdaniowy jest śladem bytności, zainteresowania, a nawet przeczytania notki, wyciągnięcia wniosków. W końcu każdy z nas na blogu chce przekazać jakąś wiadomość światu, zwykle tym osobom, które znają nas w rzeczywistości.
Niektórych rzeczy nawet Google Analitics nie wykryje. Nie wiem skąd są wejścia direct na przykład. Nie wiem kto czyta mojego bloga, wiem tylko ile było wejść. To i tak jest głupie, zakładać jakiekolwiek statystyki ale mam do nich słabość- w końcu studia zobowiązują:)

To tyle na dzisiaj, długie notki są specjalnością innego bloggera:) A bardzo krótkie też innego. No więc, spróbuję wstrzelić się w środek. Bycie średnim jest w miarę dobrym sposobem na życie.

22 marca 2007

Hypocrisy

Rozczulam się nad sobą. Pozwalam sobie na lenistwo i przyjemności. Za dużo czasu tracę na odpoczynek. Jakbym miała go niewiadomo ile, tego czasu. Mam wyrzuty sumienia, że po przyjściu o dwudziestej do domu nie mam na nic siły. Powinnam coś robić tylko cholera, nie wiem co. Rozpaskudzam się i rozpieszczam duszę. Nie rób tego bo się zmęczysz, bo będzie bolało, szczypało, gryzło i sumienie nie pozwoli Ci spać.

Nie znam ludzi. Myślałam, że tak. Ale nie. Zbyt wielu rzeczy nie wiem. Chciałabym się dowiedzieć ale siłą informacji nie wyciągnę. Wywiady swobodne a co gorsza sterowane mogą być przeprowadzone tylko za świadomą zgodą. Nie można ludzi wkręcić w socjometrię. Nie można zmanipulować, odurzyć i dać ankietę. A trekking to już wyższa szkoła jazdy. Nie wspomnę o metodzie ex post facto. Dlatego niech się nikt nie dziwi, że żyjemy w kłamstwie. I obłudzie.

Mój pesymizm wylał się z naczynia i moczę w nim nogi. Cóż końcu na coś się przydał.

Sens życia nie istnieje. Słowa nie istnieją. Nic nie istnieje a jednocześnie każe nam myśleć, że tak. Banały wypełniają nasze życie tak bardzo, że w pewnym momencie pękamy.

Notka nie ma na celu wywołania uśmiechu. Za ewentualne starty moralne nie ponoszę odpowiedzialności. Ale w razie ewentualnych roszczeń proszę zgłaszać się do mojego adwokata, którego nie posiadam. Wakat czeka. A proces rekrutacyjny będzie żmudny i nikt go nie wygra.

Cisza. Piękne słowo. Trudne słowo. Łatwy sposób na życie. Najłatwiejszy.

19 marca 2007

Dil deewane

Nie jest dobrze kiedy od skrajnej depresji wpada się w skrajną euforię. Mówiąc skrajna depresja mam na myśli stan totalnego zlewu na wszystkich, wszystko dookoła i przede wszystkim na siebie. Kiedy przychodzi skrajna euforia mam ochotę przytulić cały świat, idąc ulica uśmiecham się do nieznajomych i oglądam mój uśmiech w wieczornej szybie autobusu. I słucham bollywoodzkich piosenek idąc senną ulicą. W takiej sytuacji Bollywood jest jak najbardziej na miejscu, w skrajnej euforii ,,Rukja o dil deewane” czy ,,Mangale magale” brzmi jak odpowiedź świata na moje pytania.
Często kiedy jadę autobusem, patrzę na niebo. Często jest tak cudownie błękitne. Myślę sobie wtedy: ,,spójrz, świat się do ciebie śmieje a ty?” Jak wracam do domu, na tym skrawku wszechświata widać gwiazdy. Wiele tysięcy jasnych punkcików. Zauważyliście, że one mrugają? To tak jakby się uśmiechały.
Ale w skrajnej depresji nie potrafię patrzeć w niebo. Nie potrafię robić nic. Wiele rzeczy w życiu wykonuję mechanicznie ale wtedy staję się robotem. Byle przeżyć do następnego dnia. Nie wiem z czego wynika fakt, że jestem tak podatna na taki stan. Głupio to zabrzmi ale chyba dlatego, że moja wrażliwość przekracza dozwolone normy. I za dużo myślę. Stanowczo. Często jedno słowo potrafi zburzyć mój stan ducha. Rozrywa na kawałki. Graweruje się w mózgu, w duszy. Mogłabym się bronić. Ale po co? Żeby stracić jeszcze więcej wiary w siebie, której i tak mam zbyt mało? Żeby kolejny raz poczuć łzy, które powolutku spływają po policzkach? Żeby znowu poczuć ten nieznośny, dojmujący, paraliżujący ból? I przypuszczalnie też go zadać...wcale tego nie chcąc. I znów poznać znaczenie słów ,,sound of silence". Nigdy nie używajcie przy mnie słowa -abstrakcyjna-. Bo to znaczy: nigdy nie istniała, mało znaczyła, rozpłynęła się.
A ja przecież jestem.

05 marca 2007

Number 1- The larch


Co to znaczy ,,zwyczajnie” ? Zwyczajne życie, zwyczajne ubranie, zwyczajny film. Pierwsza myśl jaka mi przychodzi do głowy to ,,nie odbiegające od społecznie ustanowionych, subiektywnych norm”. Tu i teraz. Nie tam. Nie kiedyś. Ale zaraz pojawia się drugie skojarzenie- ,,nudne”. I jeszcze jedno- ,,bezpieczne”. Ale jeśli tak pomyśleć, to zwyczajne życie nie istnieje. Każdy z nas ma coś ciekawego co mógłby powiedzieć o swoim losie. Jakiś wyskok, skazę, przygodę.

Musze dać zadość łańcuszkowi wywołanemu przez Arta:) Dobra, strzeżcie się. Oto Top 5 nieznanych faktów o mnie.

1. W zerówce wyszłam za mąż. To znaczy najpierw kolega mi się oświadczył. Chyba był ode mnie wyższy. Był pierścionek, a jakże. Z cyrkonią, mam nadzieję, że nie podwędzony mamie oblubieńca. Koleżanka zagrała księdza. I jeśli dobrze pamiętam to rozwodu nie było. Formalnego. Najwyżej taki za obopólną, niesłowną zgodą stron. Pierścionek się zagubił. Brak dowodów rzeczowych:)

2. W podstawówce usłużny kolega podciął mi nogi i dzięki niemu mam teraz, ledwie widoczną na szczęście, bliznę na łuku brwiowym. Wtedy to po raz pierwszy i ostatni byłam w szpitalu i to nie byle jakim- MSWiA na Wołoskiej. Ale tylko dlatego, że to mój rejon:)

3. Mam kilka irracjonalnych strachów. Boję się pająków. I tych dużych latających komarów. No cóż, kobieta musi mieć jakąś skazę, przynajmniej taką, żeby jej mężczyzna mógł się wykazać. Łup i plama na ścianie. I po strachu. A jak można za takie bohaterstwo dziękować;) No i mało kto wie, że w dzieciństwie bałam się czarnego parasola. Wystarczyło położyć go na korytarzu i już siedziałam cicho w swoim pokoju bawiąc się Kicusiem- wytartą pluszową zabawką, kangurzątkiem. A Tata wmówił mi, że w piwnicy mieszka potwór Trontrytel. Ale jest niegroźny. W to nie uwierzyłam. Piwnicę omijałam z daleka.

4. Moja praprababcia była z krwi i kości Niemką. Nazywała się Kunz. Lepsze to niż mieć dziadka w Wermahcie:) Czy to stąd moja wręcz obsesyjna czasem pedanteria?

5. Moja kariera przedszkolna trwała 3 miesiące. Na początku przez jakiś tydzień otwarcie protestowałam przeciw zamknięciu mnie w tej jakby nie było instytucji totalnej (patrz: Goffman) poprzez odwadnianie się oczami na mamę i inne osoby postronne. Potem zachorowałam chyba na zapalenie oskrzeli, odrę i tak dalej. No więc się zlitowano i opuściłam ten przybytek.

Mam prawo kogoś wyznaczyć, tak? No to poproszę o wywnętrzenie się Miłkę, Tellura, Karolinę, no i może Łukasza ?

Time

Czas jest bezwzględny dla wszystkich bez wyjątku i po równo traktujący każdego. Płynie swoim trybem, stale ustalonym tempem. Sekundy, minuty...