31 marca 2005

Bluegirl ma liryczny nastrój 2

***
Po prostu daj mi spokój
Nie. Nie chcę cię widzieć
Tak. Jestem zła
Oczywiście, że na ciebie
A jak myślisz
Domyśl się
Nie będę ci więcej tłumaczyć
Nie. Nie będę cię więcej prosić
A później życie pokaże...

***
,,Tak niewiele potrzeba”

Nie będę kłamać
Bo po co jątrzyć rany
Niszczyć marzenia
Pustoszyć serca
Moje cele ważniejsze od twoich
Wystarczy trochę wysiłku i silnej woli
By na zawsze pogrzebać to co najdelikatniejsze
Mnie i ciebie łączącą nić
Ktoś kiedyś powiedział że nie będzie kłamać

Ten pierwszy wiersz jest trochę patetyczny i nadęty ale mówi sie trudno. Life is just a dream within a dream- jak mówi J. I czasem jest patetyczne i nadęte.

29 marca 2005

It's an unimportant thing...

Rodzina. Zaczęłam się nad tym hasłem zastanawiać po pewnych wstrząsających wydarzeniach i kilku szczerych rozmowach. Model mojej rodziny to: 2+2, czyli mama, tata, syn i córka. Typowa polska jednostka społeczna. Ale czy na pewno? Bo u mnie w domu rodzice nie miewają ,,cichych dni”, kiedy nie odzywają się do siebie, a całe mieszkanie pogrążone jest w niespokojnej ciszy. U mnie w domu tata nie pije i nie bije żony i dzieci, a mama codziennie rano wciska mi i mojemu bratu drugie śniadanie. Moim rodzicom mogę się zwierzyć dosłownie ze wszystkiego. Zawsze mogę liczyć na ich pomoc i wyrozumiałość. To dzięki nim nie popadłam w depresję z powodu pewnego przedmiotu(zwanym matematyką). Mój brat, pomimo wad, jest naprawdę kochanym, dorastającym młodym człowiekiem. Czasem się kłócimy, ale zawsze dochodzimy do kompromisu. Z naszymi rodzicami mamy wspólne tematy do rozmowy, śmiejemy się z tych samych żartów, nie ma tu miejsca na sztuczność czy złość. Moi rodzice i brat wiedzą, co ostatnio zdarzyło się u mnie w szkole, jakie dostałam oceny. Dotychczas uważałam, że ten model rodziny to codzienność. Doznałam szoku, gdy moja przyjaciółka uświadomiła mi, że u jej rodziców kłótnie i sprzeczki to zwykła, szara codzienność. U niektórych zdarzają się pijackie awantury. O relacjach dziecko – rodzic świadczy fakt, że większość moich znajomych nazywa swoich rodzicieli "matka" lub "ojciec", przy czym ja zwracam się do nich "mama" i "tatuś". Niektórzy mają tylko jednego rodzica. Jeszcze inni z pozoru mają normalny dom, ale wszystko jest przerośnięte sztucznością i obłudą. Części z nich taki stan rzeczy odpowiada, innym nie. I ci pierwsi i ci drudzy to ofiary depresji, wpadania w nałogi, mentalnych blokad, skrywanych urazów. Niektórym nie da się pomóc, a innym trzeba uświadomić, że mają prawo do normalnego traktowania i poszanowania własnej, ludzkiej godności. Uświadomiłam sobie jaką jestem szczęściarą, że mam normalną i kochającą się rodzinę. Teraz doceniam wszystko co zrobili dla mnie moi rodzice. Zawsze odczuwałam ich miłość i troskę o mnie, ale dopiero teraz potrafię to należycie docenić.

***

Ten tekst napisałam pół roku temu. Nic się w moich poglądach na ten temat nie zmieniło. Chyba dorastam. W końcu.

27 marca 2005

Z serii: Bluegirl ma liryczny nastrój


Noc i dzień

Już nie przychodzisz w nocy
Letni wiatr rozwiał kolorowe wstążki
Nie otulasz ciepłym kocem
Jesienny ogień spalił papierowe serca
Nie dotykasz miękką dłonią
Zimowy śnieg przykrył splecione ręce
Zniknęły ciche szepty, gesty
Pogubiły się słowa, zdania
Wiosennym deszczem spłynęły gorzkie łzy


Goście, goście u mnie w domu...

Tak niewiele (a może tak dużo?) potrzeba żeby mnie natchnęło. Bo takie jakich wiele spotkań rodzinnych przy okazji Świat Wielkiej Nocy. Rodzina – duża, hałaśliwa, czasem nie do zniesienia. Nawet bardzo czasem. Ale już nie mogę. Ile razy można rozmawiać o tym samym? Ile można jeść? Albo ja nie pasuję do otoczenia albo odwrotnie. Po prostu- chyba jestem za mądra. Jakkolwiek by to głupio zabrzmiało. Chociażby taka moja daleka kuzynka- M., tegoroczna maturzystka. I jedyne o co mnie zapytała to czy się dużo uczę. I widziałam jej film ze studniówki. Oczywiście po dwugodzinnym maratonie filmowym z mojego balu. Aż mnie ręka świerzbiła, żeby ją strzelić w twarz jak zaczęła bezczelnie obgadywać nasze stroje i "dlaczego faceci są bez marynarek?" Ale moją sukienkę pochwaliła. Czyżby przebłyski uprzejmości? (ironiczny śmiech) A jak zaczęły szeptać sobie na ucho z E. to myślałam, że wyjdę i nie wrócę. I tekst dziadka: "Chodźcie obejrzeć laseczki" do moich dwóch wujków, którzy i bez tego są nieźle trzepnięci - dwa napalone samce. Wracając do studniówki M. Tandeta, chała i buractwo. Kolorowe baloniki, jej jasno różowa sukienka zbyt opinająca obcisłe kształty i jej partner o wyglądzie dresa, chociaż o to nie można go winić. I tekst dnia: "Dlaczego ich nie zabawiasz, one przyjechały do ciebie". Chodziło o dostarczanie rozrywki mojej siostrze ciotecznej i M., mam je na siłę ciągnąć, żeby naruszały przestrzeń życiową mojego niebieskiego pokoju i na siłę zabawiać rozmową skoro nie mamy o czym rozmawiać? Skoro ich ulubione tematy to "idźmy na zakupy" i "idźmy na plotki". Ja mam wiele wad. Dobrych stron jak na lekarstwo. Jestem przewrażliwiona na swoim punkcie i mam chroniczny brak wiary w siebie. Ale umiem spojrzeć na siebie z boku Ale na Boga! Nie zachowuję się jak cham z dalekiego Targówka (przepraszam, J. ale tak się mówi, Ty jesteś przedstawicielem tej części społeczeństwa, którzy umieją się zachować stosownie do sytuacji) Gdzie się podziali inteligentni ludzie? Esteci, gdzie jesteście? Zaczynam zachowywać się jak kobieta w ciąży- huśtawki nastrojów od euforii do skrajnej depresji. Idę sobie popłakać. Może ten głupi nastrój mi przejdzie... I nikt mnie nie przytuli...

23 marca 2005

Of sound mind and body?

Hypocrisy I can’t stand. But it’s another story... The thing is that I hate myself. Yes, I wrote somewhere here that I like myself. It’s true. I like being a woman three times a week. But other four days are rubbish. My body is some kind of a border that keeps me on this exact place and doesn’t allow me to go where I belong. I can’t do things and actions that I would like to do if I lived in another epoque, time and body. I would be someone else. Someone smart, beautiful and with this specific wind of razzmatazz. And I hate my face. And my disabilities. And my character that drives me crazy! Make a little change in my life and I will be furious, mad. What a marvelous feature of character - surely will help me in my future life, thank you, God! And you know what? Loneliness is absolutely fantastic.
***
Matura, Studies, Life. Yea, sounds like fun. But there is a little obstacle- you have to pass the exams to get to the university. They have a lot of laugh when I say- I will go for resocialisation. "What will you do then? Working with criminals?" But I want to do things that I like. And I want to help people get back to normal life. No one living can ever stop me.

21 marca 2005

Life and its myriads...

Niech się dzieje wola Twoja Panie. Bo znasz słabość duszy Twych dzieci i nakładasz na każdego jedynie taki ciężar, jaki jest zdolny udźwignąć.

***

- Kazałam ci odejść - szepnęła - bo nie wierzyłam...
- W co?
- Nie wierzyłam, że mógłbyś pokochać kogoś takiego jak ja.
Uniósł dłoń i koniuszkiem palca otarł łzę spływająca po jej policzku.
- Kogoś takiego jak ty? - szepnął - Twój widok zapiera mi dech w piersiach. Przewyższasz każda z dam, z jakimi miałem zaszczyt i przyjemność obcować. Dla ciebie z największa radością do końca życia będę zabijał smoki. Ja miałbym cię nie kochać??

***

Gdy coś jest bardzo blisko, w zasięgu naszej ręki, my często przechodzimy obojętnie... a ludzie, na których nam zależy, tak szybko znikają.

***

Każdy widzi, jakim się być wydajesz. Niewielu czuje, jakim jesteś. Na domiar Ci niewielu nie poważą się iść przeciwko mniemaniu powszechności.

18 marca 2005

So it goes...

- mówi Ł. Kiedyś... była inna epoka. Epoka odkrywania i niepewności. Epoka rozterek a potem łez i złości. Jak kiedyś G. tak dziś Ł. siedzi głęboko w zakamarkach mojej duszy. Coś się skończyło? Może. Nie wiem. Wiem tylko, że gdzieś tam w moim sercu jest specjalne miejsce z napisem Ł. i on jakoś nie chce tego miejsca opuścić. Coś, co mogło zaistnieć skończyło się równie szybko co wiosenny deszcz. Widać nie dorosłam, nie byłam zbyt cierpliwa. Albo moje wyobrażenia mijają się z rzeczywistością. Nie umiem o tym mówić, mogę pisać. A i to wychodzi jakoś tak pokracznie. Może już nigdy coś tak pięknego mnie nie spotka. Może już nikt nigdy więcej mnie nie zrozumie. Może gdzieś tam w gwiazdach zapisano mi taki a nie inny los. Może. Co by było, gdyby? Jego optymizm jest zaraźliwy. Jego śmiech jest zaraźliwy. Jego oczy są takie jak górskie sadzawki- jasno zielone. Ma swoje zasady, z kilkoma się nie zgadzam, inne mnie denerwują ale taki już jest. Cały jego sposób bycia odbiega od moich norm. A jednak jest. Co Cię skłoniło Boże, że zesłałeś go na moją ścieżkę? Mamy iść razem czy obok siebie? W moim przypadku system asekuracji działa nadzwyczaj prawidłowo- powstrzymuje przed każdym niepożądanym ruchem czy gestem by chronić przed zranieniem i bólem.

17 marca 2005

Trzej muszkieterowie

Było jak zwykle. Szłam koło Niego. On kątem oka mnie zauważył i jak zwykle odwrócił się, pogrążając się w odmętach myśli. Tak jest zawsze. Tylko nie wiem dlaczego akurat dziś mnie to zabolało. Kiedyś pewnie bolało by bardziej, o wiele bardziej. Kiedyś pewnie nie pisałabym o tym. Kiedyś myślałabym co zrobić, żeby On choć raz szczerze, radośnie się uśmiechnął. Dziś zabolało mnie, że nic się nie zmieniło. Bo od tamtej pory mogłam cos zrobić. Kiedyś uważałam to za swój obowiązek by Mu pomóc. Kiedyś... Dziś nie mam już siły. Nie mam siły przypominać co robi źle, a co może zrobić. On i tak nie słucha...

,,Nie rozumiem Cię...” Jeżeli nie chcesz zrozumieć to nie rozumiesz. Jeżeli nie umiałeś powiedzieć tego, co dla Ciebie najważniejsze, to ani ja Cię nie zrozumiem ani ty mnie. Kiedyś chciałam. Bóg mi świadkiem, ze chciałam. Dziś również chcę. Tylko mi nie pozwalasz. Zamykasz się w tym swoim kokonie. Jak On. Tworzysz wokół siebie bezpieczną przestrzeń życiową i czekasz aż ktoś ją rozbije i wejdzie. Tylko zauważ, ze niektórzy są jeszcze słabsi niż Ty. Nie potrafią zrobić czegoś, co jest ponad ich siły. Oni próbują. Ale Ty też musisz chcieć...

Ideał? Pewnie tak. Tylko nie wszyscy to widzą. They take it for granted. Po prostu jest i coś trzeba uczynić. Tylko nie zdają sobie sprawy, że nie jest zabawką. Jest człowiekiem, który tez potrzebuje ciepła. A w szczególności zrozumienia. Szkoda, ze nie widzą jak szansa na szczęście przechodzi im koło nosa...

15 marca 2005

O kobiecości słów kilka...

Lubię byc kobietą. Na pewno nie idealną, ale kobietą. I lubię większość spraw związanych z tym stanem? Przywilejem? Lubię się przebierać. Kocham chodzić do dużych sklepów i zakładać balowe, tiulowe suknie, potem wychodzić z przebieralni i przeglądać się w lustrze. I marzyć o wielkich, XIX balach, na których tańczono walca a mężczyźni nie byli gruboskórni i bezmyślni. Kocham biżuterię. Kolczyki, bransoletki, wisiorki, łańcuszki... najlepiej by było gdyby to były brylanty, w srebrze. Dobra, przynudzam. Lubię czuć tę specyficzną siłę jaką ma kobieta nad facetem. Możecie wierzyć lub nie ale kilka razy jej doświadczyłam. A co lubię najbardziej? Damską przyjaźń. To specyficzny rodzaj relacji. Nikt Cię tak nie zrozumie jak inna kobieta. Możesz jej powiedzieć chyba wszystko. Ona i tak będzie wiedziała o co chodzi bo ma podobne problemy, co Ty. Faceci, ubrania, kosmetyki, związki, miłość, obyczaje, magia, religie, film, plotki, inne dziewczyny, problemy różnorakie, polityka...czy cos ominęłam? Ale co najbardziej lubię w byciu kobietą to gesty. Niepozorny ruch ręką, odgarnięcie włosów z czoła, pierś do przodu... dobra, nie będę zdradzać wszystkich kobiecych tajemnic :) Co jeszcze? Zawsze możesz się rozpłakać. Kobiece łzy działają na prawie każdego mężczyznę. I wymówić trudnymi dniami. Tego Ci nie mogą odmówić. Lubię jeszcze przywilej bycia matką. To dziecko, ta maleńka istotka stworzona w połowie przeze mnie będzie pod moją i tylko moją opieką przez dziewięć miesięcy a potem to ja będę się nią opiekować. I to jest piękne. Lubię jeszcze ten maleńki przywilej okazywania uczuć dziewczynom w, nazwijmy to, "miejscach publicznych". Czy widzieliście dwóch facetów przytulających się do siebie, nie będących homoseksualistami? Ja nie. A kobiety? Owszem. Wbrew pozorom lubię siebie. Chociaż muszę o to walczyć.

14 marca 2005

Pomerdana refleksja...

Nie lubię siebie takiej. Uległej, miękkiej, nie potrafiącej krzyknąć, nie umiejącej dojść własnych racji. Nie umiem ranić ludzi, przynajmniej świadomie. Po prostu wiem jak będą się czuli bo ja sama wiem jakie to uczucie. Ja przynoszę, pożyczam, daję, pomagam, tłumaczę, noszę, dźwigam, poświęcam czas, nerwy, zdrowie, uczucia. Byle tylko ta druga osoba była szczęśliwa. A ona nie chce dla mnie zrobić nic. Nawet najmniejszej, błahej, nic nie znaczącej w sumie dla niej sprawy. Nie, bo to ta druga osoba musi być najlepsza, cudzym kosztem może odwalić robotę, na którą ja zmarnowałam swój cenny czas i nerwy. Dla mnie nie można zrobić nic. Nie można pójść na żadne ustępstwo. I nie umiem powiedzieć "nie". Nie, nie odmówię Ci. Nie umiem. Nie zrobię tego bo wiem jak to jest jak ktoś Ci odmawia. Wiem jak się czujesz, gdy wiesz, że nikt Ci nie pomoże. I chyba wiem, jak smakuje samotność. Wtedy, kiedy jest Ci źle, a wiesz, ze nikt tego nie zauważy i nie przytuli Cię. Gorzko. Słono. Kwaśno. Nigdy słodko.

13 marca 2005

Memories

"Bez Ciebie jak bez uśmiechu. Niebo pochmurnieje, słońce wstaje tak wolno, przeciera oczy zaspanymi dłońmi dzień"

Jeden z piękniejszych sms-ów, jakie dostałam. Wiąże się chyba z najpiękniejszym okresem, choć krótkim, mojego życia. A było ich kilka. Pierwszy jaki pamiętam to czasy podstawówki. Miałam wtedy(przynajmniej tak mi się wydawało) dwie najlepsze przyjaciółki. Te same upodobania co do muzyki, strojów, facetów, to samo(dziwne i nieprzewidywalne) poczucie humoru. Mogłyśmy rozmawiać bez słów. Zwariowane akcje w szkole, na mieście. Wspólne wypady do kina, na zakupy, z których wracałyśmy pełne sił do życia, entuzjazmu. Ale skończyło się, gdy poszłyśmy do gimnazjum. Nawet nie wiem, jak to się stało, że one zaczęły zadawać się z tzw. "złym towarzystwem"- alkohol, narkotyki, ulubiona rozrywka - wypad na piwo. Pozostał ból po czymś ważnym. I niedosyt, że mogło być tak pięknie.

Drugi piękny okres mojego życia to liceum. Z początku nie było różowo. Profesor O. zniszczył trochę moich nerwów i zmusił do płaczu w poduszkę. Ale później był G. a jeszcze później Esteci. Tego zjawiska nie da się opisać słowami a uwierzcie, że próbowałam. Paczka kumpli? Przyjaciele? Kompania wyśmienitej zabawy? Tak, poczucie humoru to chyba nasza najlepsza i największa broń. Nie liczę już razów, kiedy to ze śmiechu bolał mnie brzuch, łzy ciekły ciurkiem. Może nie wszyscy nas rozumieją, ale nam to nie przeszkadza.

Ten okres, o którym pisałam na początku będę przechowywać głęboko w sercu.

12 marca 2005

Dziwne...

Zarzekałam, się, że bloga mieć nie będę. Ale jakoś tak się stało, że jest. I coś z nim trzeba robić. Wiec będę tu pisać to, czego nikt inny nie chciał słuchać. Albo to, co musi zostać gdzieś napisane, bo inaczej mój balonik potencjału twórczego pęknie i was zaleje. Kiedyś krytykowałam innych bloggerów, teraz sama będę krytykowana. Przeżyję i to. Świat ma to do siebie, ze jest dziwny i nieodgadniony. Może dzięki temu dziennikowi Świat stanie się trochę mniej tajemniczy? Jak na drugą notkę to może brzmi to trochę patetycznie ale jak już gdzieś mówiłam - nie zamierzam az tak siebie zmieniać.

In the beginning....

Początki są trudne. Pierwsze kroki, słowa, myśli. To wszystko jest jak Kamień Syzyfa - ciężkie i oporne. Jednak może się uda...

Time

Czas jest bezwzględny dla wszystkich bez wyjątku i po równo traktujący każdego. Płynie swoim trybem, stale ustalonym tempem. Sekundy, minuty...