29 czerwca 2007

Gruelling

Zaczynam nie być sobą tylko jednym wielkim kłębkiem nerwów. A jak nie zdążę? A jak zapomnę? A jak się zgubię, zniszczę, unicestwię? A jak nie dopilnuję? Biurokracja, załatwianie, studia, wyjazd. Zwala mi się to na głowę i ciąży. Nieziemsko. W złym tego słowa znaczeniu. Jak na razie mało rzeczy idzie w dobrym kierunku. Oprócz tego, że mam zaliczoną sesję - wszystko w pierwszym terminie(zakładając, że zdałam historię idei a raczej tak jest).

Jutro będzie fajnie. Moje nasiadówy urodzinowe zawsze były fajne. W tym roku może będzie jeszcze lepiej. Jakoś tak...pełniej. Tak, to dobre słowo. Bedzie tak, że wszystkie elementy- ludzie, atmosfera, szczegóły będą do siebie pasować. Szczególnie ludzie. Szczególnie jeden człowiek. Będzie dobrze. Bo jak nie będzie to będzie głupio. Mało odkrywcze ale ostatnio wpadam tylko na mało odkrywcze myśli. Może dlatego, że podobno są wakacje. A ja w wakacje nie myślę. Jak przez większość roku.

Dziś obudziłam się i płakałam aż poduszka zrobiła się mokra i nie dało się inaczej jak tylko wstać i zmierzyć się z życiem.

22 czerwca 2007

***

Wszyscy umrzemy. Umrzemy i zostanie z nas tylko pył. Zostanie z nas tylko proch, który połączy się z ziemią. Serce przestanie bić. Nasze ciało nie będzie już nasza własnością. Chociaż nigdy do końca nie było to gdy żyliśmy, mieliśmy nad nim przynajmniej połowiczną kontrolę. Teraz gdy dusza oddzieliła się od ciała i dryfuje sobie gdzieś tam, ciało leży bezwładnie skazane na łaskę tych, którzy szczęśliwie jeszcze tu są. Co zrobią z naszą ziemską powłoką? Złożą do zimnej, ciemnej, nieprzyjemnej ziemi. Po kilku latach zostanie tylko szkielet a po kolejnych nie zostanie nic. Najwyżej złote żeby, metalowe i plastikowe zastawki serca, sztuczne biodra i by-passy.

Czemu pozwalasz Boże, by śmierć dosięgała tych, którzy mogli zrobić jeszcze tyle dobrego? Czemu zabierasz ludzi w pełni sił, czemu pozwalasz by w pewnym momencie serce po prostu przestało bić? Dlaczego w swojej nieskończonej dobroci, w swoim nieograniczonym majestacie i niepojętej mądrości bierzesz do siebie tych, którzy mieli jeszcze dużo do zrobieni tutaj, wśród nas?

Dr D. zajmował się socjologią religii. Teraz z pewnością jest u źródła. Teraz na pewno zna odpowiedzi na wszystkie pytania, które tutaj pozostawały bez rozstrzygnięcia.

16 czerwca 2007

Another

Pierwszy raz piszę dwie notki jednego dnia. Nic to. Historia Idei jest średnia. Nie zachwyca. Jest dwudziesta a świeci słońce. Mogłoby padać. Zjadłam dwie nektarynki. Sok ściekał mi po brodzie. A teraz lepią mi się palce. W telewizji dawno nic nie ma. Jest tak dziwnie cicho. Jakby zaraz miało się coś stać. I zasatanawiam się: czemu oddałam mój drogocenny indeks wraz z CAE do Sekretariatu ds. Certyfikacji? I czemu nie wzięłam żadnego zaświadczenia, że oddałam? I co on tam robi sam, samiuteńki? Może mu zimno? I chciałabym wiedzieć, co dostałam z socjo rodziny i moralności. Chciałabym miec czysty umysł. Bez wyrzutów sumienia poczytać książkę o tureckiej księżniczce. Pojechałabym do Krakowa albo nad morze. I chciałabym się nie miotać. Chyba zacznę uprawiać jogę. Znowu nie ma lektoratów z hindi. Przynajmniej USOS mi działa.

W sensie- że niezbyt? Może. A ile mam czasu na odpowiedź?

Only slipped away into the next room

Taki zastój. Aktualnie jestem w sesji. Egzaminacyjnej. Dwa za mną, jeden za półtora tygodnia przede mną. Jeden zaliczony w zerówce. Za chwilę jeszcze egzamin na ścieżkę. Nie wiem czy się nadaję na negocjacje, mediacje i rozwiązywanie konfliktów i właśnie dlatego podejdę do tego egzaminu i los osądzi. Ścieżka główna już wybrana: Specjalista do spraw zatrudnienia. Czemu tak? Bo mnie ciekawi powiązanie gospodarki, polityki, prawa, psychologii, socjologii, ekonomii. I dlatego, bo lubię dumnie brzmiące nazwy. Nigdy nie potrafiłam się zdecydować w kwestii tego, co mnie naukowo interesuje. Dlatego wybrałam stosowane nauki społeczne a nie jakąś jedną konkretną dziedzinę. Inaczej jest z ubraniami i mężczyznami. Dobra, lekka generalizacja wyszła ale naprawdę tak jest. Pierwsza bluzka w sklepie- już wiem, że pewnie tą kupię chociaż obejrzę wszystko co mają w asortymencie. Pierwszy związek- już wiem, że to na zawsze, o ile Ten na górze pozwoli.

Zapowiadają się ciekawe wakacje. Pewnie ciężkie z początku, trudne do poradzenia sobie z tęsknotą i odległością od domu, od Ł., od Estetów ale wmawiam sobie, ze wyjdzie mi to na zdrowie. Może w końcu nauczę się dorosłości i odpowiedzialności. Za ocean lecę. Do zgniłego Wuja Sama. Do siedziby wyzwoliciela narodów. Do największej brytyjskiej kolonii. Do uosobienia demokracji, tak mówią. Do kraju hamburgerów i KFC. Do USA. Konkretnie do Philadelphii.

Co potem? Życie. Pewne rzeczy się nie zmienią. Wrócę a tutaj nadal będzie na mnie czekał Nowy Świat, Campus Główny. Z niecierpliwością będzie domagał się mojej obecności jakiś kurs niemieckiego. I nadal będę poprawiać nastrój pewnemu studentowi koreanistyki z urlopem na japonistyce:) I może poszukam sobie jakiejś pracy, która mnie czegoś nauczy. I tak praktyka liczy się najbardziej. I nawet dyplom najlepszej uczelni w Polsce mnie nie uratuje. Może w końcu dorosnę. Kiedyś. Za chwilę.

Zbiera się na deszcz. Uwielbiam ten wiatr przed burzą. Zamykam oczy i można by pomyśleć, że jest się nad morzem.

02 czerwca 2007

Slick

Pisanie jest łatwe. To przecież tylko myśli ubrane w szyty na miarę strój. W jedwabne dopasowane w talii suknie, w wygodne ciepłe płaszcze, otulone miękkimi, muślinowymi szalami. To proces ujarzmiania wodospadu a czasem tylko strumienia. Myśli. Czy wiadomo skąd się biorą? Z doświadczenia? Nie zawsze. Często to kwestia chwili by w umyśle pojawiła się refleksja, zdanie. Z początku takie nieporadne, nieobrobione jak dziecko, kóre dopiero uczy się chodzić. Wystarczy tylko znaleźć dla niego sens, zrozumiały dla świata. Kod, który można napisać. Myśli jest wiele. One żyją własnym życiem, egzystują gdzieś tam, gdzie czasem możemy dosięgnąć. Często po prostu nie chcemy. Bo możemy dojść do wniosków, które się nam nie spodobają.

Pisanie jest trudne. To przecież proces ubrania strumienia świadomości w sztywny, często niemodny mundurek. Język jest ograniczony. Często przecież nie potrafimy opisać tego co czujemy. Jak więc opisać to, na co nie ma słów?
Trzeba samemu wypracować sobie kod. Taki zrozumiały- dla siebie i dla świata. To trudne, wiem. Ale to również cudowne ćwiczenie dla umysłu. Bo przecież pisanie to jedynie opisywanie tego co widzi nasza wyobraźnia, tego co widzimy pod powiekami gdy zasypiamy i wtedy gdy się budzimy. Tego, co rozumiemy i tego, czego nie jesteśmy w stanie pojąć. A widzimy zawsze. Czasem tylko udajemy, że nie. Bo po prostu nie chcemy czegoś zobaczyć. Czegoś, co mogłoby zburzyć nasz misternie budowany świat. Czegoś, co by nas uleczyło.

Time

Czas jest bezwzględny dla wszystkich bez wyjątku i po równo traktujący każdego. Płynie swoim trybem, stale ustalonym tempem. Sekundy, minuty...