29 października 2012

Reisen

Trochę mnie nosi. Dobrze, że teraz raz na jakiś czas mogę wyjść legalnie z biura, przejechać się po mieście, coś zobaczyć, zaobserwować, przetrawić. Spotkania z klientami to może nie jest najbardziej relaksujące doznanie na świecie, ale może z czasem wykształcę w sobie tego skilla.

Odkąd sięgam pamięcią, zawsze chciałam dużo wiedzieć, dużo doświadczać i dużo zwiedzać. Jak byłam mała, to zawsze kiedy byłam z wizytą u babci, ciągnęłam ją do księgarni. A w okolicy były w tamtym czasie aż cztery bardzo blisko siebie. Niektóre książki jak ,,Kwiat kalafiora" czy ,,Matyldę" czytałam po kilka razy. Uwielbiałam słuchać cioć, wujków, starszych kuzynów... A oni cierpliwie odpowiadali na moje pytania na temat zasad rządzących się porodem krowy czy obowiązków sołtysa. Dobra, sama sobie odpowiedziałam w tym momencie, co ja właściwie robię w rekrutacji. I dlaczego.

W momencie kiedy zaczęłam dostawać pensję, zaczęłam trochę tej gotówki używać w celach czysto utylitarnych - mianowicie na podróże. Każdą z nich, tą najkrótszą do Pragi czy Berlina i tą najdłuższą i najcięższą do USA będę pamiętać do końca życia. Niektóre szczegóły zacierają się, obrazy tracą ostrość ale pozostaje poczucie spełnienia i jednocześnie głodu na więcej.

Nowe smaki - cóż może herbata z cynamonem, mlekiem i sokiem malinowym nie była najszczęśliwszym pomysłem, za to wszystkie przepisy z książki kucharskiej Kaczora Donalda to strzał w dziesiątkę !

Co pewien czas mam fazę na pewne zjawisko kulturalne - Bollywood, monarchie, Simon&Garfunkel, Alexander Rybak, Robbie Williams, Phil Collins, Fun, musicale, Monty Python, Harry Potter, Jane Austen, Big Bang Theory, Sex and the city, Pawlikowska, Tudorowie, Coehlo, życie Coco Chanel...... Wiele z tych faz nie przemijają a jedynie przyczajają się by w najmniej odpowiednim momencie (kiedyś np. w trakcie sesji) wybuchnąć ze zdwojoną siłą.

Mam ukrytą, utajoną i trzymaną w ryzach karłowatą formę ADHD.

25 października 2012

Scream


Zmęczona, głodna i zła. Nienawidzę wiatru i jesieni. Chcę się obudzić na wiosnę.

Wiecznie mi zimno, marzną mi witki. Znaczy kończyny przednie.

I chyba znowu będę chora. To znaczy po raz pierwszy, bo ostatnim razem udało mi się uciec przeznaczeniu.

Męczy mnie ta pogoda, męczy mnie brak słońca i brak czasu. Męczy mnie brak.

Wp.pl znowu mnie objedzie, zaczynam się do tego przyzwyczajać. Liczby, liczby, ile, ile ! Co z tego, że się staram, że są dni kiedy naprawdę nie mam czasu zjeść. Liczy się tylko surowy wynik.

Tyle w temacie. Niestety.

22 października 2012

Sunday on Monday

Leniwa niedziela. Miałam odrabiać zaległości w  K., w zamian odrabiałam zaległości w serialach. Nie wiem, jak zmienić proporcje.

Ostatnie tygodnie, po tak zwanym awansie są o wiele bardziej męczące niż wcześniej. Moje siły zaskakująco szybko się wyczerpują a przecież potrzebuję ich 7 dni w tygodniu. Przy K. jakoś magicznym sposobem mi powracają. Chciałabym móc bardziej być przy nim, kiedy tego potrzebuje.

Jakoś nie umiem przyjmować komplementów. Choć oczywiście je uwielbiam. W ogóle cały czas peszy mnie nieco szeroko pojęte męskie zainteresowanie. I nie wynika to z jakiejś fałszywej skromności czy udawania. Jakoś tak wyszło. Och, gdyby to wszystko było prostsze. Choć gdyby było prostsze, umarlibyśmy z nudów, mózg nie miałby czego przetwarzać. 

Ta praca czasem mnie dobija. Tak bardzo potrzebuję motywacji. A tak bardzo małe potknięcia tą motywację mieszają z błotem. 

Brak logiki jest ostatnio moim dobrym przyjacielem. Również tej notce brak spójności. Na szczęście tutaj nikt nie będzie rozliczał mnie z ilości, jakości, liczb, budżetu i faktur.

13 października 2012

Adele

You've been on my mind,
I grow fonder every day,
Lose myself in time,
Just thinking of your face,
God only knows why it's taken me so long to let my doubts go,
You're the only one that I want,

I don't know why I'm scared,
I've been here before,
Every feeling, every word,
I've imagined it all,
You'll never know if you never try,
To forgive your past and simply be mine,

I dare you to let me be your, one and only,
Promise I'm worth it,
To hold in your arms,
So come on and give me a chance,
To prove I am the one who can walk that mile,
Until the end starts,

If I've been on your mind,
You hang on every word I say,
Lose yourself in time,
At the mention of my name,
Will I ever know how it feels to hold you close,
And have you tell me whichever road I choose, you'll go?

I don't know why I'm scared,
'Cause I've been here before,
Every feeling, every word,
I've imagined it all,
You'll never know if you never try,
To forgive your past and simply be mine,

I dare you to let me be your, one and only,
I promise I'm worth it, mmm,
To hold in your arms,
So come on and give me a chance,
To prove I am the one who can walk that mile,
Until the end starts,

I know it ain't easy giving up your heart,
Nobody's pefect,
(I know it ain't easy giving up your heart),
Trust me I've learned it,

So I dare you to let me be your, one and only,
I promise I'm worth it,
To hold in your arms,
So come on and give me a chance,
To prove I am the one who can walk that mile,
Until the end starts,

Come on and give me a chance,
To prove I am the one who can walk that mile,
Until the end starts.

08 października 2012

Dual core

Mam czasem wrażenie, że siedzi we mnie mały skrzat czy też taka Mała Mi, która na przemian cieniutkim lub tubalnym głosem podpowiada, podszeptuje, przekonuje, że nie dam rady, że się nie nadaję, że  zabraknie mi siły, wiedzy i kompetencji. Że nie podołam. Ja, a raczej moje ja czy też freudowskie ego mówi raczej odmiennie. Ma silną potrzebę udowadniania własnej wartości, stawania na wysokości zadania i inne dyrdymały. Nieustanny dialog, podchody, negocjacje, zawieranie sojuszy. Może by tak umowa ramowa ?

Chciałabym móc leczyć rany - o wiele bardziej te u innych niż te własne. Móc odegnać złe myśli a najlepiej usuwać źródła problemów. Być podporą. Z wrodzonego idealizmu nie wyleczę się nigdy.

05 października 2012

Traffic lights

Poza biurem też jest cywilizacja. Fascynujące. Fascynujące poobserwować ludzi na ulicach w samym środku dnia. Młodzi, starsi, kobiety, mężczyźni, dzieci. Nie siedzą 8 godzin przed komputerem, zamknięci w czterech ścianach szklanego wieżowca. Oddychają spalinami, ale płyną naturalnie w miejskim krwioobiegu. 

Dziś widziałam rozmowę rekrutacyjną na ławce w centrum handlowym. Niecodzienny widok, ale absolutnie na miejscu. Młoda dziewczyna na niebotycznych, czarnych koturnach opowiadała typowej korporacyjnej szarej myszy w niebieskiej koszuli jak bardzo chciałaby pracować w sklepie pewnej sieci odzieżowej.

Już kolejny raz zdarza mi się, że obcy faceci na ulicy mówią mi dzień dobry. Do robotników z obydwu budów na mojej ulicy już się przyzwyczaiłam. Ale dziś, dwóch na oko w moim wieku, stojących na schodach domu, koło którego przechodziłam, trzy razy wołali za mną za nim się obejrzałam, bo nie skojarzyłam, że to wołanie może być skierowane do mnie. Obejrzałam się i usłyszałam chóralne: dzień dobry, miłego dnia !

Jest życie poza korporacją.

04 października 2012

Milano visited

Santa Maria Cappucino !

No więc Mediolan. Było… spokojnie i odprężająco. Nie licząc tej chwili, kiedy postanowiłam, że wejdziemy po schodach na samą górę katedry Duomo. Bo to przecież taki niesamowity widok !  K. niespecjalnie jest kompatybilny z wysokościami, ja wręcz przeciwnie. Najchętniej mieszkałabym na 67 piętrze. Jednak on zarówno wdrapanie się na schody jak i wysokość zniósł bardzo dzielnie. Blady na twarzy jak prześcieradło, ale zachował pozory spokoju.

Czułam się przy nim bardzo bezpiecznie. Wiedziałam, że nawet jak się zgubimy to on znajdzie drogę. Jak zdarzą się jakieś nieprzewidziane okoliczności to on znajdzie rozwiązanie. W ogóle K. to człowiek przy którym czuję się tak niesamowicie bezpiecznie, że byłabym w stanie pojechać z nim nawet do Kosowa, Autonomii Palestyńskiej czy Kaszmiru. Obroniłby mnie przed Pakistańczykami. Poza tym, z nim nie można się nudzić. Człowiek, który potrafi rozśmieszyć mnie jednym zdaniem. Potrafi rozśmieszyć mnie również innymi metodami, ale ku temu potrzeba również rąk. Tudzież łóżka.

Cudownie jest czuć na sobie jego wzrok. Zarówno wtedy kiedy obserwuje jak suszę rano włosy jak i wtedy kiedy idę przed nim ulicą. Och, zasypiać w tych ramionach i budzić go pocałunkiem. Niesamowite. Czuć zapach jego skóry i dotyk jego rąk na moim ciele. Obserwować jak podnosi się jego klatka piersiowa, kiedy śpi. Być tak blisko, że jego oddech muska mój policzek.

Włochy działają na mnie uspokajająco. Kawa, lody, pizza, wino, lasagne, słońce oraz piękna architektura, która aż prosi się o zdjęcia. I Mediolan, czyli stolica mody. Mieszkańcy tego miasta po prostu w większości przypadków mają naturalne wyczucie stylu, niezależnie od wieku. Niby od niechcenia dobrane dodatki, buty, biżuteria, apaszki. Wszystko idealnie współgra ze sobą na każdym kroku oznajmiając postronnym obserwatorom: wiem, jak wykorzystywać ubrania by czuć się pewną siebie, piękną i elegancką. Mężczyźni natomiast są tam wręcz stworzeni do noszenia garniturów. Miasto białych kołnierzyków noszonych przez tysiące stylowych lemingów. 

Tym sposobem jednak odwiedziłam wszystkie cztery stolice światowej mody. Namacalnym dowodem jest przywieziony Vogue Italia - issue wrześniowe, trzy razy grubsze niż jakakolwiek nasza gazeta. Generalnie będąc we Włoszech i będąc modowo świadomą, czujesz się jak obywatel Nairobi - oni mają Vogue Italia, Vogue Kids, Interior Design, Men i większość wydań światowych dostępnych w każdym kiosku. A my w Polsce nie mamy nawet regularnych wydań Harper's Bazaar.

Z Włoch przywiozłam również torbę, która leżała obok Prady (!). K. wynegocjował mi ją na 20 euro.

Dziś oboje wracamy do rzeczywistości. Ale będzie to rzeczywistość nieco inna, bogatsza w wiedzę, którą każde z nas nabyło o sobie nawzajem.

Time

Czas jest bezwzględny dla wszystkich bez wyjątku i po równo traktujący każdego. Płynie swoim trybem, stale ustalonym tempem. Sekundy, minuty...