Blog czekać będzie zawsze. Spokojnie, po cichu, nie upominając się o uwagę. Cierpliwie ustawi się w kolejce po moją uwagę i troskę.
Mam swego rodzaju kryzys. W sumie nawet nie wiem jak go nazwać. Ani wieku średniego, ani dorosłości. Ani to depresja, ani to chandra. Takie poczucie upływającego czasu.
Mija 10 lat od mojej matury. Z jednej strony zmieniło się w moim życiu niezwykle dużo. Począwszy od pewności siebie, sposobu bycia, kilku doświadczeń, związków, planów i nabytych umiejętności.
Z drugiej nadal nie pozbyłam się kompleksów, nadal wielu rzeczy się obawiam i chyba zbyt często paraliżuje mnie strach. Staram się nazywać to stresem, trochę lepiej brzmi.
W liceum zaczęłam interesować się modą. Kiedy wczoraj otworzyłam szafę stwierdziłam, że nadal szukam własnego stylu, ale nadal lubię sobie z nim poeksperymentować.
Kiedy kończyłam liceum chciałam być dziennikarką albo resocjalizatorem. Dziś mam siedmioletnie doświadczenie w zakresie rekrutacji, szkoleń i EB.
W liceum pierwszy raz pojechałam za granicę. Dziś mam na koncie kilka zwiedzonych krajów i miast w tym USA, Indie, Włochy, Paryż, Berlin i Wielką Brytanię.
W liceum zaczęły zdarzać mi się słabe oceny. Dziś nadal ciężko znoszę krytykę.
Od liceum moja miłość do herbaty, kolczyków, toreb, zbieractwa, brytyjskiej kultury, kina bollywoodzkiego i Indii nie wygasła.
W liceum buntowałam się, kiedy lekcje kończyły się o 15. Ostatnio w ogóle nie mam wolnego czasu. Dziś jest chyba pierwszą od dawna sobotą, kiedy nic nie muszę.
Jednak coś za coś. W perspektywie jest na prawdę ogromny krok w przyszłość.
Nie wiem, co napiszę za 10 lat.