Sezon ślubny w pełni. Jaka sukienka, jakie buty, jak usadzacie gości, winietki gdzie kupowaliście, ile dać na prezent, bez kwiatów, u nas książki albo wino, to takie modne teraz, musiałam zapisać się na mierzenie sukni, a czym jedziecie do kościoła, suknia przycinana do butów, fotograf obowiązkowo, błogosławieństwo jest zawsze w domu panny młodej, garnitur bez przeszyć, bo musi być elegancki, idźcie w tygodniu bo w weekend nie ma krawca, a u nas to się tak robi, a ile od talerzyka...
A gdyby tak ślubować sobie w małym kościele, z dala od miasta i wrócić już poślubionymi a potem zaprosić wszystkich na obiad?
Chciałabym kiedyś stanąć w pięknej, białej sukni przed Tobą i Bogiem i ślubować Ci moją miłość i oddanie aż do śmierci. W zdrowiu i w chorobie. Na dobre i na złe. Na zawsze.
To takie mocne i sakramentalne (no właśnie) słowa. Ale mają w sobie taką niewiarygodną siłę. Niosą równocześnie obietnicę, zapewnienie, deklarację, nadzieję i wielką odpowiedzialność za drugiego człowieka. I za siebie. Za związek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz