06 sierpnia 2005

Hidden treasures...

Czasem patrząc w te moje pseudo-zielone oczy widzę tajemnicę. Tego, co jeszcze mogę osiągnąć a czego nigdy nie doświadczę. Czasem widzę też głęboki żal, że większość ludzi tak łatwo rezygnuje i nie chce zadać sobie trudu żeby mnie odkryć. I wtedy zaczynam utwierdzać się w przekonaniu, że może tam nic do odkrycia nie ma.

Jestem sentymentalna. Do bólu sentymentalna. Przechowuję podstawówkowe wpisy do pamiętnika, pocztówki pisane pseudo-angielszczyzną (Tak, tak, best łiszes..), bilet do opery Wilnie, zdjęcia, kamienie i szyszki, ulotki, smsy z przed roku czy półtora, zdjęcia, kartkę zaczynającą się od słów ,,Będąc szczerym...”, śpiewnik LO67, stare klasówki, liściki pisane na lekcjach, bilety do teatru pochowane w starych kalendarzach, stare opowiadania, teksty, notatki. Po to żeby pamiętać. Może czasem te gorzkie chwile ale przecież to tez moje życie. Namiętnie i pasjami przechowuję wspomnienia. A one odżywają kiedy przyjeżdżam do Rostek. To taka wieś między Nasielskiem a Nowym Miastem, 70 kilometrów od Warszawy. To tam znajduje się dom mojej matki chrzestnej. Rostki w moich dziecięcych wyobrażeniach urosły do miana folwarku szlacheckiego, takiego jak z narodowej epopei. Moja wyobraźnia (czasem trochę wybujała) od zawsze była karmiona opowieściami o prapradziadku Wincentym, który posiadał wielki folwark na tym terenie i sprytnie podzielił go między swoich synów jeszcze przed reformą nacjonalizacyjną. Jego syn, mój pradziadek Tomasz, osiedlił się w tym domu właśnie gdzie teraz mieszka jego wnuczka, moja matka chrzestna, ciocia Wanda. W tym domu urodził się mój dziadek i tu przyjeżdżałam co roku na wakacje. Tutaj czuje się, że ludzie naprawdę się kochają. Chmury są przepiękne. Można chodzić po sadzie i jeść jabłka prosto z drzewa. Podobno w domu istnieje skrytka jeszcze z czasów II wojny światowej, żeby można było się schować przed Niemcami nachodzącymi gospodarstwo. Ten schowek uratował życie pradziadkowi Tomaszowi, który chorował na astmę i gdyby wzięli go do kopania wałów, umarłby z wycieńczenia. Za niego poszła jego żona, która jako jedyna oficjalnie była w domu. Na strychu podziwiałam ostatnio zabytkowy kołowrotek i walizki z dwudziestolecia. A mój ukochany wujek Sylwester, od którego wszyscy powinni uczyć się radości życia(ma 81 lat), przyniósł pewnego dnia do kuchni portret. Mojego młodszego o cztery lata brata spytał, czy wie kto na nim widnieje. Oczywiście mój braciszek nie wiedział i trudno go za to winić. Pod portretem widniał napis ,,Józef Cyrankiewicz”, który mnie osobiście kojarzy się z Kojakiem. Muszę jeszcze napisać o mojej jedynej najstarszej siostrze. Tak się złożyło, że mam wielu siostrzeńców, kuzynów etc. I wszyscy są ode mnie młodsi. Raczej ciężko porozmawiać na poważne tematy czy wymienić doświadczenia. A córka i syn cioci Wandy to moje jedyne starsze rodzeństwo. Zawsze byli moim takim wzorem, zazdrościłam im swobody. Są ode mnie starsi o 5 i 7 lat. Monika wyszła już za mąż i mieszka w Ostrołęce. Paweł pracuje w gospodarstwie. Wspomnę jeszcze o imionach psów, które są tak inteligentne, że wyczuwają dobrych ludzi i na nich nie szczekają. Więc odkąd pamiętam to były Kufel, Aza, Bonus, Tequila, Bonetti, Saga, Lipton, Tetley, Emeryt, Brutus. Kury też są niczego sobie bo niosą się tylko w ogrodzie między rabatami. A prosiaczki są śliczne.

Historia mojej rodziny jest fascynująca. Ale o Tm innym razem:)

Brak komentarzy:

Time

Czas jest bezwzględny dla wszystkich bez wyjątku i po równo traktujący każdego. Płynie swoim trybem, stale ustalonym tempem. Sekundy, minuty...