Przeczytałam przed chwilą na pewnym blogu, ze pisanie i czytanie o szczęściu jest nudne. Fakt- krew, pot i łzy zawsze najlepiej sie sprzedawały. A mleko ma najszybszy transport. Inaczej sie zsiada.
Czy ta notka będzie o szczęściu? Poniekąd. Wbrew pozorom, gdyby tak wszystko zebrać do kupy to mogę powiedzieć: tak, jestem szczęśliwa. A ostatnie trzy miesiące utwierdziły mnie w przekonaniu, ze mam cholernego farta, ze tam na górze Ktoś nade mną czuwa. Tyle razy mogłam popaść w niezłe kłopoty, tyle razy miałam ochotę rzucić tą całą Amerykę i wrócić do domu. A jednak nadal tu jestem.
Philadelphia to przyjemne miasto. Dosyć stare jak na USA i z klimatem. Mówi się, że to miasto braterskiej miłości. Czemu nie chociaż bezdomni koczujący w centrum z całym swoim dobytkiem raczej by się ze mną nie zgodzili. No i ten cudowny billboard przy wjeździe do miasta: żołnierz na tle amerykańskiej flagi i napis: ,,God bless America and our troops" Chciałam im wtedy krzyknąć: ,,Sami żeście chcieli tej wojny, to teraz nie mieszajcie do tego Boga!"
Brookhaven, miasteczko pod Philadelphią jest o wiele bardziej amerykańskie według mnie. Może dlatego, że przypomina mi Wisteria Lane z Desperate Housewives. Tu dopiero można unaocznić sobie tak wychwalane przez Tocquevilla community, wspólnotę.
I po raz kolejny uratowały mnie słowa. W szczególności maile Łukasza. I nie będę tu pisać ile razy łzy ciekły mi po policzkach, kiedy je czytałam. Powtarzam się ale bez niego bym zginęła. I codziennie dziękuję za to, że przy mnie jest... I jak zawsze w takim momencie wpadam w patetyczny ton. Jeszcze nie zauważyliście? Ostatnio stwierdzam, że za często płaczę ze szczęścia właśnie. To sie chyba nazywa wzruszenie. Wtedy tak ściska w dołku a łzy też są trochę inne. Takie odważniejsze, chyba mniej się ich wstydzimy.
Idę spać. W Polsce przecież 4:43. A tu nie ma jeszcze 23. To opłaca mi sie w ogóle iść spać? Strefy czasowe to dziwny pomysł... Ale mój laptop załapał internet i nawet na polskie znaki. Prawie jak w domu:)
There's no earthly way of knowing what was in your heart when it stopped going. The whole world shook. A storm was blowing through you.
14 września 2007
So what?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Time
Czas jest bezwzględny dla wszystkich bez wyjątku i po równo traktujący każdego. Płynie swoim trybem, stale ustalonym tempem. Sekundy, minuty...
-
Będzie o pieniądzach. Odkąd pracuję zawodowo staram się oszczędzać przynajmniej część każdej miesięcznej pensji. Mam wrażenie, że nie wydaj...
-
Time, time, see how it runs.
-
Już nie liczę przepłakanych nocy, nie liczę rzucanych w przestrzeń pytań ,,dlaczego?”, wbijania paznokci w skórę, żeby tylko przekonywać się...
4 komentarze:
Płakanie ze szczescia jest zdecydowanie fajne, uprawiałam to zwłaszcza często w zeszłe wakacje. Pozdrawiam :)
Ania - biedacy w Stanach przynajmniej wiedzą, że bezdomność to ich wina, a nie państwa, układu lub współobywateli.
Podejrzewam Tellur ze biedacy z Ameryki tak samo myślą o swoim biedactwie jak ci polscy. Biednym zostaje się na świecie w raczej na podobnych zasadach, społeczeństwo merytokratyczne odnosi się moim skromnym zdaniem bardziej do osób które osiągają sukces
biedacy w stanach, a przynajmniej niektórzy z nich są na utrzymaniu państwa(duzo ludnosci murzynskiej) i przejadają te zasiłki.
bardziej chodzi mi tu o sposób odnoszenia sie do tej grupy. takie zjawisko trzeba eliminowac a nie pozwalac mu sie rozrastac.
A Polscy biedacy sa biedni z powodu ukladu, współobywateli lub państwa? zbyt uogólniasz.
Prześlij komentarz