Mea culpa, mera rasa, tabula rasa. Coś nie tak ze mną jest skoro tabula rasa kojarzy mi się z teorią ras czyli teorią pięciu smaków odczuwanych podczas odbioru sztuki, jakie wymienia Bharata w starożytnym traktacie o teatrze Natjashastra a nie z carte blanche. Na białej bluzce zrobiłam plamę z czerwonego wina i tak krwawiąc dowlokłam swoje szlachetne członki do łazienki gdzie dokonałam dokładnych ablucji rzeczonego ubioru. Czerwony to przecież kolor senduur, czerwonego proszku, którym barwią sobie przedziałek wszystkie mężatki w Indiach. Skacze mi ciśnienie i podnosi cholesterol gdy czytam o ,,pogańskiej religii takiej jak hinduizm". Nie poprosiłam o numer telefonu tego mężczyzny o tak łagodnym obliczu, który spytał dlaczego czytam Gitagovindę. Potrafię prawie wyrecytować dziesięć wcieleń boga Wisznu włącznie z Ramą z toporem, Kalkinem i dzikiem Warahą. Zachwycam się starożytną sztuką teatralną kudiattam chociaż A. niemalże zasnął podczas seansu. Wpinam jaśmin we włosy tancerki bharatanatyam żeby wyglądała jak prawdziwa tamilska wieśniaczka. Kryszna miał 65 tysięcy synów z 25 tysiącami żon. Kilka miesięcy to przy tak licznej rodzinie dziesięć sekund.
Ten świat, tak odległy i trudny do zrozumienia dla naszego kręgu kulturowego, tak wielobarwny, o wielu odcieniach i smakach tak mocno woła. Połową umysłu, jedną nogą i tysiącami żywych obrazów zapamiętanych w głowie już tam jestem.
There's no earthly way of knowing what was in your heart when it stopped going. The whole world shook. A storm was blowing through you.
28 lutego 2010
Mera naam
11 lutego 2010
Close your eyes
Potrzebuję oddechu. Takiego głębokiego zaczerpnięcia powietrza, aż do ścian płuc, a potem głębokiego wydechu i totalnego rozluźnienia. Oczyszczenia z wszystkich tych błąkających się po zakamarkach umysłu zalążków myśli, przebłysków, iskier i zamysłów. Przede wszystkim tych szarych, ciemnych, głupich i kanciastych. A przestawienia się na myśli o błyszczących ze śmiechu oczach, o bezinteresownej pomocy, która tak bardzo cieszy, feeri kolorów hinduskich strojów, jaśminie we włosach, fuksjowej sukience, pomarańczowej herbacie i tych wszystkich małych, miłych rzeczach, które przytrafiają nam się codziennie a o których nie pamiętamy lub zbyt szybko je zapominamy. Które każde z osobna zabierają tak mało pamięci operacyjnej a patrząc zbiorczo to istotny element wszystkiego.
Ostatnio poczyniam niezwykłe wręcz zaniedbania towarzyskie. Wymówką staje się śnieg a raczej niebotyczne zaspy białego puchu, lekki stan zawieszenia na uczelni i konieczność wyprodukowania tak zwanej pracy magisterskiej oraz last but not least pięcie się po tak zwanych szczebelkach drabiny jakubowej zwanej inaczej drabiną kariery. Jest dobrze, czasem trochę stresu, połacia lasów giną spożytkowane na tony celulozowych curriculum vitae a widok za oknem i kilka innych zielonych szczegółów rekompensuje resztę.
Dwie lutowe, bolesne rocznice już minęły. Teraz należy stworzyć jakąś radosną i wiosenną.
Time
Czas jest bezwzględny dla wszystkich bez wyjątku i po równo traktujący każdego. Płynie swoim trybem, stale ustalonym tempem. Sekundy, minuty...
-
Będzie o pieniądzach. Odkąd pracuję zawodowo staram się oszczędzać przynajmniej część każdej miesięcznej pensji. Mam wrażenie, że nie wydaj...
-
Time, time, see how it runs.
-
Już nie liczę przepłakanych nocy, nie liczę rzucanych w przestrzeń pytań ,,dlaczego?”, wbijania paznokci w skórę, żeby tylko przekonywać się...