Ostatnio bliżej jest mi do idei wyważonego minimalizmu. Cały czas jednak tli się we mnie chęć posiadania, zbieractwa i takiego czystego konsumpcjonizmu. Może dlatego, że po prostu mogę. Tylko chyba nie bardzo chcę. To przysłania istotę rzeczy. Zaburza odbiór rzeczywistości.
Bo jak pomyślę sobie o dobrych rzeczach z ostatnich kilku tygodni, mogłabym wymienić smak herbaty z cytryną i miodem, niesamowicie wygodne dżinsy, uczucie pozytywnego zmęczenia po basenie, dotyk ręki K. na moim karku, to ciepło, które czuję, kiedy się do niego przytulam, ten bukiet czerwonych róż, smak kaszy jaglanej z żurawiną, ciepły, ale niezbyt nachalny wiatr, dobra książka.
Mam strasznie dużo ubrań. I postanawiam solennie, że jeśli shopping to tylko w konkretnym celu, w celu zakupu konkretnej rzeczy na konkretną okazję. Zero shoppingu dla czystej przyjemności. Oszczędzamy na własne M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz