14 lipca 2006

Onegai shimasu...


,,Tysiąc pasemek czarnych, splątanych włosów- me myśli plączą się jak one”

Murasaki Shikibu

Temat notki może wydać się niektórym z was zaskakujący. Bo jak to? Japonia i ja? Raczej zobrazowanie powiedzenia mojej pani doktor od logiki: ,,jak kwiatek do waciaka”. A jednak nie. Z góry uprzedzam, że nie odpowiadam za wszelkie załamania nerwowe, zawały serca i inne dolegliwości spowodowane treścią notki. Jestem w tej kwestii tak naprawdę laikiem.
A więc zacznijmy od początku czyli od mojego taty. To z jego powodu głównie zamiast z dzieciństwa pamiętać bajki o trzech misiach czy o siedmiu krasnoludkach w mojej pamięci zapisała się taka książka z japońskimi rycinami gejsz, samurajów i masek z teatru no, którą kiedyś znałam na pamięć. Tak, mój tata jest niezwykły:) Pomijając fakt bycia moim tatą to oprócz tego posiada niezwykłą cechę całkowitego oddania się jakiejś dziedzinie życia jeżeli ta go interesuje. Oprócz literatury scence- fiction, westernów, rocka, drugiej wojny światowej to właśnie tradycyjna kultura i sztuki walki Japonii tak bardzo go pochłonęły. Twierdzi, że zaczęło się to kiedy w wieku jedenastu lat obejrzał film ,,Siedmiu samurajów”. Potem kiedy już dorósł zaczął trenować karate razem ze swoim kolegą z pracy. Okres zachłystnięcia się tą dziedziną przypadł właśnie na moje niemowlęctwo i dzieciństwo.
Pierwszy mój kontakt z Japonią nastąpił w wieku kilku dni kiedy to tata trzymając mnie na rękach wypowiedział te oto słowa: ,,Oto przyszła mistrzyni kung-fu” Chyba nie muszę dodawać, że umiejętności prorokowania taty są bliskie zeru... ale fakt jest faktem i został zarejestrowany na kasecie video. I co z tego, że kung-fu to chińska sztuka walki. Należy mu wybaczyć to drobne niedopatrzenie. Pewnie chciał powiedzieć ,,karate” a był tak szczęśliwy, że ma córkę, że się pomylił:)
Kolejne związki z Japonią można określić jako kształtujące- moją wyobraźnię, inteligencję, psychikę. Na porządku dziennym opowieści o roninach(samurajach bez pana), rządach szogunów(podobno po japońsku ,,rządy spod namiotu”), gejszach. Częste fotografie w quasi kimonach. Praktycznie takie samo mam ja z tata jak i mój brat. Siedzimy- ja i tata, na kolanach, jak sensei i jego uczeń, przed nami katany(długi miecz) czy wakizashi(miecz krótki) z pięknym tsubami. Dopiero potem dowiedziałam się, że kilka z tych mieczy mój tata wykonał własnoręcznie. Dwa razy na szkolnym balu karnawałowym w podstawówce byłam przebrana za Japonkę- tylko ja wśród dzieci w klasie wiedziałam, że pas do kimona to obi a białe skarpetki to tabi.
Kolejna rzecz- wystrój domu. Te wszystkie miecze, gwiazdki shuriken, pałki bo, nunchaku nie wisiały tam sobie od wczoraj. Wisiały odkąd pamiętam czyli jakieś dwadzieścia lat. Wachlarze i obrazy w pokoju rodziców również. Co do obrazów- to jeden szczególnie utkwił mi pamięci. Choć nadal wisi na swoim dawnym miejscu to mnie kojarzy się wyłącznie z dzieciństwem i moja ulubioną zabawą- patrzeniem na świta do góry nogami. Po prostu kładłam się na plecach i wyginałam głowę tak, że wszystko widziałam odwrotnie. Obraz również. Przedstawia bambusowy las a w tle widać górę Fudżi. Ten las zwykle rósł od sufitu w dół w moim przypadku:) Kolejne ryciny- staro- japońska mapa świata i wizerunki Japonek oraz rybaków pamiętam jakby to była moja dziecinna książka z obrazkami.
Następny aspekt- serial ,,Szogun” nadawany w telewizji w latach 90’. Ile ja miałam wtedy lat, kiedy siedziałam pomiędzy mamą i tatą(mój brat był chyba zbyt mały na oglądanie telewizji) i co tydzień oglądałam kolejny odcinek? Sześć, siedem? Coś około tego. Pamiętam czołówkę- Toshiro Mifune, Yoko Shimada, Richard Chamberlain... i najbardziej pamiętam scenę, w której Mariko-toda(Yoko Shimada) wykonuje seppuku. I te stroje- różnobarwne, kolorowe kimona...cudo:) Chyba wtedy zaczęła się moja fascynacja gejszami, ich kulturą.
I jeszcze jedna rzecz- kreskówki na Polonii 1. Ten aspekt kultury Japońskiej zna chyba większość z was. Kapitan Daimos, Yataman, Zorro, Gigi, Sally czarodziejka, Tsubasa...więcej ,,grzechów” nie pamiętam:) Pamiętam tylko, że kiedyś dostałam za coś karę i nie mogłam oglądać kolejnych odcinków. Czułam jakby ktoś odbierał mi jedyna życiową przyjemność. Najbardziej lubiłam ,,Kapitana Daimosa”. Pamiętam, że zawsze zazdrościłam Erice tej wielkiej miłości. W pamięć wryłam mi się scena kiedy Kazuja został ranny na planecie Erici i leciał samolotem, ta krew wypływająca z jego rany robiła na mnie wtedy naprawdę duże wrażenie. I jeszcze podobna scena z Zorzo- ranny w walce, doczołgał się do swego pokoju, położył na łóżku. Tak chyba znalazła go jego ukochana.
Powinnam pewnie napisać kilka słów o moich teraźniejszych związkach z krajem Kwitnącej Wiśni Tudzież Jabłoni. Cóż, powiedzmy, że są silne:) Bardzo. Poprzez dwie osoby dzięki którym ten świat za każdym kolejnym zakrętem wydaje się być jaśniejszy i prostszy. I tu osiągnąwszy wyżyny grafomaństwa pozwolę sobie skończyć bo palmę pierwszeństwa w tej kwestii(długości notek) oddam K. :)

5 komentarzy:

mor pisze...

przeczytałem i wciąż żyję, :).

kore kara mo yoroshiku onegai itashimasu, ;).

gadz pisze...

Zapewne będę barbarzyńcą, niekoniecznie w ogrodzie, ale moje jedyne związki z Japonią, to gejsze, te od Fazera.

Bluegirl pisze...

Tomek, ja się cały czas zastanawiam dlaczego oni je tak nazwali:)

Mol, jak bardzo uroczysta i grzeczna jest to forma? ;)

mor pisze...

tylko modestywna, ;)

Tellur pisze...

Przeczytałem. Moja najdłuższa notka miała pięć stron Verdaną 12 :-).

Time

Czas jest bezwzględny dla wszystkich bez wyjątku i po równo traktujący każdego. Płynie swoim trybem, stale ustalonym tempem. Sekundy, minuty...