Wycieczki do przeszłości mogą być przerażające. jak wtedy, gdy spotykasz nielubianą od dawna nie widzianą kuzynkę, która uwielbiała ciągnąć Cię za warkocze albo byłego chłopaka, który rzucił Cię, pognębił i zostawił. Ale Ty teraz jesteś lepszą wersją siebie samej więc ani kuzynka ani były chłopak nic zrobić Ci nie mogą. Mogą Ci naskoczyć.
Oglądałam dziś moje zdjęcia zrobione 10 lat temu. I pierwsza refleksja: dziesięć lat! To koszmarny szmat czasu, tak niesamowicie obfity w wydarzenia okres. Skończyłam liceum, studia magisterskie i podyplomowe, rozpoczęłam życie zawodowe i trwa ono już od pięciu lat praktycznie - w tym czasie z zalęknionej praktykantki stałam się prawie rasową korpo-myszą, życie uczuciowe kilka razy legło mi w gruzach, ale jednak koniec końców wychodziło na dobre, byłam w kilku krajach a przede wszystkim w Wielkiej Brytanii i Indiach, od siedmiu lat prowadzę tego bloga. No i poznałam K. Cudowny prezent od losu, wisienka na torcie i ktoś, kto daje mi radość, miłość, poczucie bezpieczeństwa i dumy samą swoją obecnością.
Druga refleksja: ja zmieniłam się bardzo i aż nie mogę nadziwić się, jak bardzo. Pal licho fizyczność, bo akurat to kwestia subiektywna. Konstatacja nachodzi mnie taka: nie wiem, jak to zrobiłam ale czuję się dorosła. Nie wiem czy dojrzała, bo to przecież o wiele dłuższy proces. Ale dorosła. Umiejąca sobie radzić w sytuacjach społecznych, nie bojąca się ludzi, przełamująca resztki nieśmiałości. Ciężko powiedzieć, czy biorąca życie za rogi. Nie chcę teraz myśleć w kategoriach: czego nie zrobiłam a raczej: co mi się udało.
Ostatnimi czasy, kiedy czeka mnie ważne spotkanie, powtarzam sobie w duchu: bierz to na klatę, jak zawodowiec. To zaklinanie rzeczywistości nieco pomaga ją oswoić. Rzeczywistość jawi się wtedy niby potulny kociak, który rozkosznie mruczy, kiedy drapiesz go za uszami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz