30 marca 2012

Above it

I nastała jasność. Słońce dzielnie przedarło się przez pierzaste okopy nieprzyjaciela i na dobre zagościło na ziemi. Idziesz ulicą lawirując między Leonardem Cohenem, żurawiami budowlanymi a tysiącem innych istnień. W głowie zapętla się dźwięk, fraza, zdanie, słowo. Idziesz dalej, bo przecież się spieszysz. Bo przecież gdzieś tam, w sumie nie wiadomo gdzie, czeka ktoś, coś, cokolwiek. Wyprzedzasz niezdecydowanych i spacerowiczów. Psy, koty, chomiki i żółwie. Czy wiesz gdzie idziesz? Czy po prostu idziesz, bo idą wszyscy? A jeśli przyłączysz się do maruderów to czy tłum to zauważy? Czy zignoruje ten akt bohaterstwa, bo przecież bez tłumu jesteś niczym. Albo wszystkim.

Stój. Spójrz na słońce. Niech Cię oślepi. Niech pod powiekami pojawi się tęcza. Set fire to the rain.

W brzuchu motyle. Cudzoziemcy, liga angielska, więzienie w Łodzi i Salvatore.

Brak komentarzy:

Time

Czas jest bezwzględny dla wszystkich bez wyjątku i po równo traktujący każdego. Płynie swoim trybem, stale ustalonym tempem. Sekundy, minuty...