Pani się uśmiechnie, jutro będzie lepiej. Pani taka piękna – usłyszałam dziś od czterech Panów robotników, gdy
tradycyjnie walcząc z czasem spieszyłam się na mój królewski tramwaj. Według
mnie grymas na mojej twarzy wcale nie zasługiwał na taką radę. No dobra, nie
miałam na twarzy banana, bo jest piątek a więc ostatkiem sił czołgam się do
weekendu, nie wyspałam się i się spieszyłam by nie spóźnić się do umiłowanej
korporacji. A nie lubię się i śpieszyć i spóźniać. I powtarzać ,,się”.
Prawda jest taka, że jest lepiej niż kiedykolwiek było.
Chyba nigdy nie było tak dobrze. Przyzwyczajam się powoli do tego stanu, bo do
tej pory zawsze coś spędzało mi sen z powiek. Teraz też mi czasem spędza, ale
są to już sny zupełnie innego rodzaju. Sny z gadżetami. A przypadkowe cienie to
tylko wyzwania, z którymi trzeba sobie poradzić.
W tramwaju spotkać można zgoła interesujących ludzi. Dziś
miałam okazję obserwować podstarzałego hipisa i jego girl, na oko pięcdziesięcioletnią
ubraną w zwiewną, seksowną sukienkę. Pani ubiór ten pasował – i do figury i
wieku. No dobra, krwistoczerwony może nie jest kolorem neutralnym ale dlaczego
go nie nosić skoro istnieje? Ale, ale, do rzeczy. Pan hipis, na moje oko już
lekko po spożyciu usiadł na siedzeniu i na cały tramwaj zaczął zachęcać swoją
brankę: Kochana, siadaj mi na kolankach! Na to ona, zmieszana, spłoszona jak
dwunastolatka: Ależ ja nie mam 17 lat! W każdym razie urok Pana hipisa
przeważył i przez kilkanaście przestanków zgodnie siedzieli na sobie w
najlepsze konwersując o idei telefonu do urzędu skarbowego.
Ja też nie mam lat 17. Ale ostatnimi czasy w większości przypadków
w nosie mam co sobie ludzie myślą. Będę się i obściskiwać i siadać na kolanach
i całować i w ogóle !