23 sierpnia 2012

For sure

Mam w archiwum na laptopie tyle niedokończonych historii, które aż proszą się o dalszy ciąg. Są tam dwa romanse historyczne osadzone w wiktoriańskiej Anglii, których główną bohaterką jest Laura Giliam. Nie jestem pewna dlaczego akurat to imię i nazwisko. Laura przyśniła mi się w roku 2004 i tak już zostałyśmy razem. Ma ona niestety to nieszczęście być częścią dwóch niedokończonych historii. Nie rozpacza zbytnio z tego powodu gdyż jako córa Albionu trzyma swe emocje na wodzy i nie dopuszcza do spazmów. Nie lubię historii niedokończonych. Te moje, zarówno te wirtualne jak i ta jedna, najważniejsza, cudownie realna, szczęśliwie cały czas czekają na ciąg dalszy. Nie mogę się doczekać co zdarzy się dalej. 

Moje pisanie zaczęło się w liceum. Mój polonista nakazał nam pisać co miesiąc wypracowanie na dowolny temat. To było tak nierealne. Do tej pory wypracowania kojarzyły mi się z tematami  w stylu ,,Charakterystyka głównego bohatera Trylogii” a tutaj wolna amerykanka? Mogę napisać co chcę? Dowolnie? Cokolwiek? Na początku to było trudne i łatwe zarazem. Potem słowa wypływały ze mnie naturalnie i bez wysiłku. Temu okresowi zawdzięczam kilka dobrych (acz grafomańskich) tekstów jakie stworzyłam pod wpływem chwili oraz tą dziwną i nieco uwierającą zdolność do analizowania uczuć, stanów świadomości i motywów postępowania. 

No i jeszcze Esteci. Pewnego poranka w połowie drugiej klasy liceum postanowiłam skorzystać z dobrodziejstwa jakim jest Internet. W tym celu zeszłam do komputerów stojących obok pokoju nauczycielskiego. Chyba chciałam sprawdzić pocztę albo wejść na jakąś stronę zaczynającą się na ,,w” bo gdy wpisałam to w pasku na górze przeglądarki to na początku pojawił się dziwny link. www.wyrafinowani-esteci.prv.pl. Kolejne stowarzyszenie umarłych poetów? Jakaś gra on- line? Tak sobie pomyślałam na początku. Weszłam. Z ciekawości głównie. No i zobaczyłam, że było to forum założone przez chłopaka nazywanego w szkole Tellur. Nawet śmieszny i inteligentny. Ta strona miała służyć jemu i jeszcze kilku osobom, w tym też z mojej klasy do ustalania szczegółów projektu z przedsiębiorczości pod nazwą konwent Maelstrom.  A także szeroko pojętej adoracji, czego dowiedziałam się później. Zalogowałam się i założyłam pierwszy wątek pod bardzo inteligentnym tytułem ,,A więc to tutaj się schowaliście”. No i jakoś poszło. Trzecią klasę liceum wspominam już głównie pod kątem Estetów. Których mimowolnie i szczęśliwie stałam się częścią. Esteci dali mi poczucie akceptacji, którego tak mi brakowało wcześniej. Jedni nazywają to przyjaźnią, drudzy, ci bardziej romantyczni- pokrewieństwem dusz. Nazywajcie to jak chcecie. Ja po prostu po raz pierwszy w życiu poczułam, że ktoś mnie lubi. Tak zwyczajnie. I że nie muszę nic udowadniać, nie muszę się upodabniać do nikogo. Uwielbiałam te nocne nabijanie sobie postów, czyli nasze rozmowy na forum. Te pogaduchy zwykle przenosiły się też do szkoły, częściej na lekcje niż na przerwy. Te hermetyczne żarty, te akcje na lekcjach polskiego. Te imprezy, w czasie których potrafiliśmy przez kilka godzin z rzędu po prostu gadać i oglądać dziwne filmy, które stawały się wśród nas legendą. 

Od kilku lat dorastamy, łączymy się w pary, rozmnażamy i zamiast o klasówkach i Klausie Shulze gadamy czasem o kredytach, korporacjach i pensjach. Jednak tak w gruncie rzeczy nie zmieniamy się zbytnio.

2 komentarze:

Milka pisze...

Co do Estetów, to ja mam takie same doświadczenia - pierwszy raz poczułam się zaakceptowana taka, jaka jestem. Sama zresztą wiesz, jakie to wyzwalające, jakie dodające skrzydeł! Człowiek czuje, że wreszcie znalazł swój dom. Czas liceum zdecydowanie był dobry :)

Bluegirl pisze...

Teraz też jest dobry, tylko inny :)

Time

Czas jest bezwzględny dla wszystkich bez wyjątku i po równo traktujący każdego. Płynie swoim trybem, stale ustalonym tempem. Sekundy, minuty...