Mam w archiwum na laptopie tyle niedokończonych historii,
które aż proszą się o dalszy ciąg. Są tam dwa romanse historyczne osadzone w
wiktoriańskiej Anglii, których główną bohaterką jest Laura Giliam. Nie jestem
pewna dlaczego akurat to imię i nazwisko. Laura przyśniła mi się w roku 2004 i
tak już zostałyśmy razem. Ma ona niestety to nieszczęście być częścią dwóch
niedokończonych historii. Nie rozpacza zbytnio z tego powodu gdyż jako córa
Albionu trzyma swe emocje na wodzy i nie dopuszcza do spazmów. Nie lubię historii
niedokończonych. Te moje, zarówno te wirtualne jak i ta jedna, najważniejsza, cudownie realna,
szczęśliwie cały czas czekają na ciąg dalszy. Nie mogę się doczekać co zdarzy
się dalej.
Moje pisanie zaczęło się w liceum. Mój polonista nakazał nam
pisać co miesiąc wypracowanie na dowolny temat. To było tak nierealne. Do tej
pory wypracowania kojarzyły mi się z tematami
w stylu ,,Charakterystyka głównego bohatera Trylogii” a tutaj wolna
amerykanka? Mogę napisać co chcę? Dowolnie? Cokolwiek? Na początku to było
trudne i łatwe zarazem. Potem słowa wypływały ze mnie naturalnie i bez wysiłku. Temu okresowi zawdzięczam kilka dobrych (acz
grafomańskich) tekstów jakie stworzyłam pod wpływem chwili oraz tą dziwną i
nieco uwierającą zdolność do analizowania uczuć, stanów świadomości i motywów postępowania.
No i jeszcze Esteci. Pewnego poranka w połowie drugiej klasy
liceum postanowiłam skorzystać z dobrodziejstwa jakim jest Internet. W tym celu
zeszłam do komputerów stojących obok pokoju nauczycielskiego. Chyba chciałam
sprawdzić pocztę albo wejść na jakąś stronę zaczynającą się na ,,w” bo gdy
wpisałam to w pasku na górze przeglądarki to na początku pojawił się dziwny
link. www.wyrafinowani-esteci.prv.pl.
Kolejne stowarzyszenie umarłych poetów? Jakaś gra on- line? Tak sobie
pomyślałam na początku. Weszłam. Z ciekawości głównie. No i zobaczyłam, że było
to forum założone przez chłopaka nazywanego w szkole Tellur. Nawet śmieszny i
inteligentny. Ta strona miała służyć jemu i jeszcze kilku osobom, w tym też z
mojej klasy do ustalania szczegółów projektu z przedsiębiorczości pod nazwą
konwent Maelstrom. A także szeroko
pojętej adoracji, czego dowiedziałam się później. Zalogowałam się i założyłam
pierwszy wątek pod bardzo inteligentnym tytułem ,,A więc to tutaj się
schowaliście”. No i jakoś poszło. Trzecią klasę liceum wspominam już głównie pod
kątem Estetów. Których mimowolnie i szczęśliwie stałam się częścią. Esteci dali
mi poczucie akceptacji, którego tak mi brakowało wcześniej. Jedni nazywają to
przyjaźnią, drudzy, ci bardziej romantyczni- pokrewieństwem dusz. Nazywajcie to
jak chcecie. Ja po prostu po raz pierwszy w życiu poczułam, że ktoś mnie lubi.
Tak zwyczajnie. I że nie muszę nic udowadniać, nie muszę się upodabniać do
nikogo. Uwielbiałam te nocne nabijanie sobie postów, czyli nasze rozmowy na
forum. Te pogaduchy zwykle przenosiły się też do szkoły, częściej na lekcje niż
na przerwy. Te hermetyczne żarty, te akcje na lekcjach polskiego. Te imprezy, w
czasie których potrafiliśmy przez kilka godzin z rzędu po prostu gadać i oglądać
dziwne filmy, które stawały się wśród nas legendą.
Od kilku lat dorastamy, łączymy się w pary, rozmnażamy i
zamiast o klasówkach i Klausie Shulze gadamy czasem o kredytach, korporacjach i
pensjach. Jednak tak w gruncie rzeczy nie zmieniamy się zbytnio.
2 komentarze:
Co do Estetów, to ja mam takie same doświadczenia - pierwszy raz poczułam się zaakceptowana taka, jaka jestem. Sama zresztą wiesz, jakie to wyzwalające, jakie dodające skrzydeł! Człowiek czuje, że wreszcie znalazł swój dom. Czas liceum zdecydowanie był dobry :)
Teraz też jest dobry, tylko inny :)
Prześlij komentarz