08 kwietnia 2005

Cogito ergo doleo...

Gdybym miała powiedzieć co mi leży na sercu to chyba nie zmieściłoby się to tutaj. Od wczoraj świat bombarduje mnie tyloma emocjami, że jeżeli czegoś nie napiszę to moje ego, id i superego pękną. I nic już nie zostanie. Może to i dobrze. Ostatnimi czasy świat i ja staramy się raczej unikać. Ktoś tak kiedyś powiedział. Już nie pamiętam. Ale to określenie dobrze do obecnego stanu mojej duszy pasuje. Tak. Ja wewnętrzne i ja zewnętrzne to dwie inne osoby. A może tylko mi się wydaje. Może tylko sobie wmawiam, że wewnątrz jestem piękna, inteligentna, charyzmatyczna, dowcipna...a na zewnątrz... no tak, niskie poczucie własnej wartości, które trzeba sztucznie powstrzymywać przy życiu...powtarzam się. To chyba jakaś pułapka. Labirynt. Bo gdzieś już to widziałam. Chyba dosyć blisko mnie. Mojego serca. Nie jestem...no właśnie jaka? Nie wiem jaka jestem. A zastanawianie się nad tym jest zbyt niebezpieczne by się w to pogrążać.

Gdybym miała pomyśleć o przyszłości to zobaczyłabym dom z ogrodem na przedmieściach dużego miasta. Dzieci bawiące się w ogrodzie, para zakochanych ludzi na ławce w głębi różanego gaju. Mają przed sobą całe, szczęśliwe życie. Idylla? Być może. Wszak nigdy nie zaprzeczałam, że jestem idealistką. I niepoprawną romantyczką aż do bólu. Ktoś mi to już kiedyś powiedział.

Mam dziwną skłonność do zapamiętywania zapachów. Perfumy których używałam w pierwszej klasie LO już zawsze będą mi się kojarzyć z matematyką. A zapach ciepłej ziemi z wakacjami nad morzem, bo wtedy zwiedzaliśmy skansen i wszędzie unosiła się ta dziwna woń. A wczoraj, gdy wpatrywałam się w to morze zniczy na placu Piłsudskiego, chłonęłam atmosferę tajemniczości, jedności z tym wielotysięcznym tłumem, który pragnął być razem, to zapachniało wiosną, konkretnie późną wiosną. Ciepłym wrześniem. Ten zapach to promienie słońca, wspomnienie wakacji, śmiech, kwiatowy nektar, noc, romantyczne uniesienia. Tak, ta kompozycja zawsze będzie mi się kojarzyć z wrześniem.

To tak jakbyś dawał mi znaki Boże. Nie umiem do końca ich odczytywać ale wiem, że są. I tak, siedząc sobie w moim niebieskim pokoju i patrząc na ,,romantyczny widok z okna” jak mówi A. myślę sobie, że Ty bardzo dobrze wiesz, co robisz ze mną i z moim życiem. I już wiesz jak ono się potoczy i jak skończy. Nigdy nie myślałam o śmierci. Ale teraz zaczęłam. Czy to kolejny znak? Jeszcze nie wiem jaki masz w tym ukryty sens, ale wiem, że on istnieje. Przynajmniej chcę wierzyć, że istnieje...bo gdyby nie ta maleńka kotwica, to już dawno odpłynęłabym tam, gdzie nie ma łez, rozczarowań, hipokryzji i kłamstwa.

Znowu posądzą mnie o grafomaństwo. Ale trudno. Przeżyję i to. W końcu nie takie rzeczy się robiło.

14 komentarzy:

Anonimowy pisze...

chciałam cię posądzić o plagiat :P

"nie takie rzeczy się robiło" to mój tekst

a "posądzą mnie o grafomaństwo" to tellura :-)

Tellur pisze...

Mnie wszyscy posądzają o grafomaństwo. Ania, jeżeli jesteśmy grafomanami, to bądźmy nimi z dumą, i konsekwentnie :-).

Anonimowy pisze...

Z podniesiona piersią:)

Anonimowy pisze...

"przysłoń pierść co sterczy nieskromnie"

tartuffe ze świętoszka

Tellur pisze...

Pierś stercząca nieskromnie... A da się sterczeć skromnie?

Anonimowy pisze...

aps, wyprubuj to na Tellurze:)

Tellur pisze...

Aps tego raczej nie wypróbuje na Tellurze... :-].

Anonimowy pisze...

nadzieja:)

Anonimowy pisze...

według moliera może...

Tellur pisze...

Nadzieję trzeba zawsze mieć... Ale teraz rzecz jasna nie mam na myśli sterczących nieskromnie piersi :-).

Anonimowy pisze...

"TARTUF
Czego chcesz?

DORYNA
Chcę powiedzieć waćpanu...
(Tartuf wyjmuje z kieszeni chusteczkę)

TARTUF
Na Boga,
weź panna tę chusteczkę, nim przemówisz do mnie.

DORYNA
Po co?

TARTUF
Zasłoń nią piersi, które tak nieskromnie
wystawiasz mi na widok; wiedz, że te przedmioty
wzbudzają grzeszne myśli, zgubne są dla cnoty."


akt III scena II


muszę jeszcze znaleźć to tłumaczenie w którym było o sterczeniu

Tellur pisze...

Piersi są fajne. Ale cała kobieta, ubrana, jest znacznie bardziej interesująca. Ma w sobie coś z tajemnicy.

Anonimowy pisze...

Voltaire
(właśc. François Marie Arouet)

NA PIERSI WIKTOSI

Pod białą szyją, która alabastr przenosi,
Są dwa jędrne cyculki u ślicznej Wiktosi.
Miłość je zokrągliwszy natchnęła rozkoszą:
Raz się w siebie stulają, drugi raz się wznoszą.
Ich czubeczek zawstydza swym kolorem róże,
Swawolny przy nich leżeć spokojnie nie może,
Bo swym ruchem rozżarza zakątki wstydliwe.
O! cyculki cacane, cyculki łechtiiwe,
Wyście zwabiły palce do was przyciskania,
Oczy - do was widzenia, a usta - do ssania!
La Pucelle d'Orleans



:-P

Tellur pisze...

Hehe, ładne :-P.

Time

Czas jest bezwzględny dla wszystkich bez wyjątku i po równo traktujący każdego. Płynie swoim trybem, stale ustalonym tempem. Sekundy, minuty...