22 kwietnia 2005

Just to explain a few things...

Przypomnij sobie Aniu jak miałyście świetną rozrywkę ze mnie, przypomnij sobie jak było fajnie doprowadzać mnie do łez. Przypomnij sobie jak z Majką robiłyście sobie żarty ze mnie, tej gorszej. Przypomnij sobie jak było fajnie mnie dołować, przypomnij sobie sytuacje na obozach. I nie zaprzeczaj, że tak nie było. ,,To boli, wiesz?" i nadal trochę boli. I być może nieopatrznie coś sformułowałam. Nigdy nie uważałam, ze jesteście narkomankami i alkoholiczkami. Być może dobrałam za mocne słowa. Za to przepraszam. Nie mówię, że jestem kryształowa. Również nie zawsze byłam w porządku. Twierdzę tylko, ze tamto środowisko miało na mnie destrukcyjny wpływ. I może źle was rozumiem bo same nie chciałyście się do końca poznać?

Nasza przyjaźń była w podstawówce i gimnazjum. Potem się rozmyło. Nawet nie chcę rozstrząsać dlaczego. Może wina leży po obu stronach, nie pomyślałaś o tym? I nie chcę się kłócić bo w walce na słowa mówione nie jestem dobra. I tak przegram, bo wpędzisz mnie w poczucie winy czy zaniżysz poczucie wartości.

Może moje niezrozumienie waszego życia wynika z tego, ze nigdy tak naprawdę nie chciałyście go pokazać? Tak, jestem nieobiektywna. Mój nieobiektywizm wynika z doświadczeń, które zyskałam także dzięki wam. Jeżeli chcesz, to powiedz prawdę o mnie. Na pewno powiesz więcej ode mnie. Ja tej prawdy jeszcze nie odkryłam. Co do naszego dzieciństwa to pozostaje ono takie jakie było- magiczne, niezapomniane. I takie pozostanie.

Pisanie traktuję terapeutycznie. Przez opisywanie próbuję walczyć z kompleksami. Szczęśliwi którzy ich nie mają...Tak, nie poznałam prawdziwej miłości. Może jestem zbyt beznadziejna, nudna, głupia(niepotrzebne skreślić) ale przynajmniej się staram. I niestety ideą bloga jest pewna forma masochizmu. Zgodziłam się na to zakładając go. Wiedziałam, że pojawią się komentarze. I dobrze bo może twoich Aniu i twoich Gośka nigdy bym normalnie nie poznała. A tak, wiem co myślicie o sobie i o mnie.

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

jezu ja w ogóle nie wiem o co chodzi?? jakie doprowadzanie do łez, jakie naśmiewanie sie z Ciebie?? kłociłyśmy sie we trójke nie raz, włosy sobie nawet wyrywałyśmy kiedyś nawet hheheh (na placu zabaw na Bełskiej) -to pamiętam...i nie raz krytykowałyśmy sie nawzajem i denerwowałyśmy sie na siebie ale przecież żadna prawdziwa przyjaźń się bez tego nie obejdzie.nie mogło być przecież różowo bo by było sztucznie!! ale ja nigdy nie myślałam, że któraś z nas weźmie to do siebie aż tak bardzo na poważnie! i że bedzie się czuć aż tak bardzo sponiewierana w środku! i że bedzie to tak gorzko wspominać!zawsze myślałam, że będziemy pamiętać te magiczne chwile właśnie - pierwsze lody u "Szelera", jeźdzenie na rolkach, rowerze, nasz specyficzny humor, którego nikt nie rozumiał, ale my rozumiałyśmy świetnie, kartki pocztowe pisane w języku "raśian inglisz" (di ołszyn is grejt=próbka dla niezorientowanych) rysunki na lekcjach u pani Joasi na angielskim (heheh-pamiętasz to w ogóle?). Nigdy nie powiedziałabym, ze nasza przyjaźń rozpadła się bo my byłyśmy dla ciebie takie okropne! rozeszły się nasze drogi-tak na to patrzyłam, ale nie zaprzeczałam ,że mogą sie jeszcze zejść. może pewne rzeczy za bardzo brałaś do siebie? i może taka sytuacja, jaką teraz mamy była nam potrzebna jako forma terapii właśnie- dla tej naszej obumarłej przyjaźni, po to, żeby sobie pewne rzeczy powyjaśniać...więc może dobrze się stało

Anonimowy pisze...

co do tego środowiska -jasne, że miało destrukcyjny wpływ i to na wszytskich, ale to wcale nie znaczy, że myśmy w to brnęły. ty zniknełaś, ale nie znaczy to że myśmy w nim zostały. my też znalazłyśmy inne drogi. nasze życie wygląda zupełnie inaczej od twoich wyobrażeń w notatce "memories"- niunia już to zresztą napisała.nie będe powtarzać.....jezeli zaś chodzi o twoje życie-to widzę, że jesteś strasznie poturbowana i może dlatego próbujesz znależć przyczyne-w dzieciństwie na przykład.ja osobiście nie znam przyczyn bo nie gadałyśmy ze sobą od dawna, ale widze, że ty patrzysz na siebie zawsze jak na tę gorszą- jesteś tak strasznie niepewna samej siebie, krytyczna dla siebie, wciąż się biczujesz- "może jestem beznadziejna, głubia "-piszesz. a ja czytam twoje notatki i myśle sobie, że wyrosłaś na fajną dziewuche, ze ciekawie, dojrzale piszesz. w tobie siedzi kawał fajnej baby -to wiem bo cie znałam kiedyś i wiem, że ci tego nie odbiorą...więc skąd ta gorycz?? albo raczej czemu??

Anonimowy pisze...

(i juz ostatnie) aniu - ja mysle , że najważniejsze jest to zebys to ty sie wreszcie zaakceptowała

Anonimowy pisze...

(i juz ostatnie) aniu - ja mysle , że najważniejsze jest to zebys to ty sie wreszcie zaakceptowała

Anonimowy pisze...

Eh...ja te magiczne chwile dobrze pamiętam, ale pamiętam też te gorsze. I jeśli nie widziałas tego, że niektóre sprawy na prawdę mnie raniły to przykro mi. Według ciebie jestem potrubowana- to ty tak myślisz. Moe wynika to z tego, że to co piszę na blogu to sprawy smutne i depresyjne. Tak wychodzi, ze wolę pisać o takich rzeczach. Te radosne i piękne wolę trzymac w sercu. Nie, nie próbuję znajdywac żadnych przyczyn mojego stanu ducha w moim dzieciństwie. Bo z tego co piszesz, to wynika że na prawdę przydałaby mi sie terapia. Az tak źle ze mną nie jest, zapewniam.

O mojej samoakceptacji dużo by mówić. To jest sinusoida. Raz jest tak, że chce iść na wojnę ze światem a raz tak, że chcę się schowac w mysiej dziurzę i nie wychodzić.

Ja też nie twierdzę, że wszystko musi się definitywnie skończyć.

Tellur, to wszystko przez ciebie. Bez twojego bloga nie byłoby mojego:))

Tellur pisze...

Nie czuję się na tyle kompetentny, by oceniać ten "spór", niemniej uważam, że dobrze się stało, że zawsze lepiej wyjaśnić. Prawda zawsze leży po środku i niewątpliwie nie jest tak, że Bluegirl cały czas była maltretowana - bo znając ją, ma tendencje do ekstrapolowania rzeczywistości. Nie jest też tak, że nie była - jako osoba wrażliwa mogła się tak czasami czuć.

Ważne jest teraz, żeby Ania odnalazła siebie w samej sobie - choć to pewnie brzmi zawile i trochę tandetnie. ALe należy to uczynić. Bo nie jesteś ani beznadziejna, ani do kitu - tylko myślisz tak o sobie, nie wiadomo dlaczego. Postaraj się popatrzeć na siebie z innej strony. Każdy ma wady - więc pomyśl o zaletach.

Anonimowy pisze...

a ja w tej chwili będę be i fuj i wam powiem, że to do czego tutaj dochodzi jest żałosne!!! ludzie, kto pamięta czasy podstawówki? kto się nimi przejmuje? każdy chyba miał jakieś "traumatyczne" przejścia z tego okresu. jakieś pierwsze przyjaźnie też się wtedy pojawiają, ale potem zazwyczaj nie wytrzymują próby czasu i nikogo nie należy za to winić. to jest okres, w którym dopiero wprawiamy się w życiu. ja nie utrzymuję kontaktów nawet z jedną osobą z gimnazjum, bo po prostu drogi się rozeszły i tyle, nie należy w sztuczny sposób tego podtrzymywać, taka relacja jest niezdrowa. to o czym tutaj mowa wydaje mi się szukaniem problemu na siłę, może się mylę, może mnie zaraz zlinczują, ale po prostu nosi mną jak takie rzeczy czytam. jak ta "sprawa" na prawdę stanowi jakiś problem to po prostu pogadajcie i ustalcie coś w jedną albo drugą stronę, nie musicie od razu trafić na najlepsze rozwiązanie, ale po prostu coś zróbcie i przestańcie się obwiniać.


przemówiłam, jak ktoś ma teraz do mnie jakieś wąty to wiecie gdzie mnie szukać.



with love from hell,


aps xxx

Anonimowy pisze...

Popieram Aps...

Time

Czas jest bezwzględny dla wszystkich bez wyjątku i po równo traktujący każdego. Płynie swoim trybem, stale ustalonym tempem. Sekundy, minuty...